wtorek, 22 czerwca 2021

mam

Mam szczęście, moja nowa książka ma szczęście. Nameste pisze w swoim blogu o Na setkach wioseł.

Tak wnikliwa, zaangażowana lektura to coś ogromnie wzruszającego. A poza tym rozświetla. Mnie też.

o, tędy można wejść.

wtorek, 15 czerwca 2021

jak dalej

 Ze znajomą spotkałam się tylko na parę minut, coś miałam odebrać. Perfumy, być może obiektywnie delikatne, uderzyły mnie w głowę i gardło. Coś, co włożyłam na chwile do foliowej torby na zakupy, spowodowało, że torbę musiałam wyrzucić. Mdłości, ucisk na oskrzelach.

Nie mam oczywiście do nikogo żalu, tylko do siebie złość. Zawsze miałam nadwrażliwość na zapachy, ale w ostatnich latach to już jest koszmar. Na dworze, gdy mnie ktoś mija, ja czasem aż się przyginam. I to nie muszą być perfumy. Może być proszek do prania albo płyn do płukania albo inne kosmetyki. Odbiór zapachów jest gdzieś na granicy bólu. Nienawidzę siebie za to. Jak mam żyć, jak kontaktować się z ludźmi? Jak w ogóle to ma być możliwe. Zamknąć się, zostać pustelnikiem? Odizolować się?

Bo to nie jest tak, że to jest przykre, ale ja mogę to znieść. Zdarza się, że muszę natychmiast uciekać, ratować się. I jak to wygląda wobec ludzi? Co oni sobie o mnie mogą myśleć? Jeszcze bardziej wariatka niż zwykle.

czwartek, 10 czerwca 2021

Co slychać

Wiem, że gdzieś pod ciemnością mam jasność, czasem przeczuwam to, a czasem nawet czuję. Można by powiedzieć: wypuść to na wierzch. Może potrzeba jeszcze trochę więcej euthyroksu, coby oczko urwać temu Hashimotu, może nawrócić się na antydepresanty, a może już zawsze wierzyć, że jakimś wysiłkiem woli obudzę śpiącą we mnie (długo) mnie. Żeby antydepresantem nie przygłuszyć tego, co one (przy całej swej sprytności) mogą stłumić. Zawsze jakoś strukturalnie wierzę, że za 1001 razem się uda coś, to lub tamto. Wieczory dają taką rację. Wieczory zawsze oddychały, nawet w fazie, gdy ścinały mnie napady paniki, gdy bałam się zostać sama w domu i gdy lada poruszenie głową dawało takie zawroty, że nie pomagało trzymanie się ściany. To było 17 lat temu, ale nie zapomina się. No więc i wtedy, wieczorem, gdzieś koło 22, następowała ulga do spółki z wiarą, że może to prawdziwy koniec wielkiej wojny.

Teraz nie ma porównania. 14 lat antydepresantowania się i prawie tyleż samo w sumie terapeutyzowania nie mogło nie przynieść poprawy. Jestem dość silna w swojej słabości. Tylko ciemność nadal często zapada, z poczuciem beznadziejności, i lęki - taki zaledwie pogłos dawnych.

Boję się, że zachmurzam przez to okolicę wokół mnie. Że zarażam smutkiem albo zniechęcam. Takie w życiu zakręcenie. Raz na jakiś czas tu o tym piszę, jakby w nadziei na odczarowanie. Gdybym umiała praktycznie coś zrobić, żeby było inaczej, zrobiłabym.

Teraz jeszcze pokażę kwiaty. Na balkonie mam donice z różami. Dwie róże zabierają się do kwitnienia.













tu w skrzynce łąka - wysiana  z nasion dołączonych do "Tygodnika Powszechnego". Specjalnie kupiłam :)

 


 A tu Grabik. Mały grab. Zaplątał się w zeszłym roku w korzeń pelargonii, był maleńki, kilkucentymetrowy. na zimę ogaciłam go moja stara bawełniana bluzką i przetrwał. W tym roku wybujał niesamowicie. Moje drzewo.

A tu roślinki domowe. Tylko z jednego pokoju.