niedziela, 31 lipca 2016

czym mogę

krzyczę 
czym mogę
z powietrza
formuję dzioby ptasie
z papieru
klatkę żeber
z kurzu
liter
koronkę






piątek, 29 lipca 2016

Trzy

Trzy tylko wybrałam.
Zrobiłam więcej - ale nieśmiało, bo obok drugi kontener stoi, zamieszkany.
Dały się słyszeć odgłosy rozmowy.

Myślałam o zamieszkiwaniu.
Żebym mogła na przykład zamieszkać w sobie, zamiast krążyć nad sobą jak komar.




poniedziałek, 25 lipca 2016

tyle nieznanych ryb

ta rzeka we mnie
tyle
nieznanych ryb
kładą się z prądem
ciemnozielone liście
wachlarze a przy dnie
szkiełka i porcelana we wzorki

zbierałam szkiełka
najlepiej w kwiatki albo z fragmentami postaci
można było nawet znaleźć skarb
jak się miało szczęście
skrzynie zakopane na niepewny powrót
ktoś nawet kiedyś znalazł słoiki z gęsiną
po czterdziestu latach pachniały jak świeże
ale nikt nie odważył się spróbować

bo jak miałoby się przyjąć
w naszej rzece
to dawne wołanie

niedziela, 24 lipca 2016

sobota, 23 lipca 2016

Sprawy sobotnie

A z tych spraw najwięcej czasu zajmuje dziś praca redakcyjna, dość zresztą owocnie. Książka bardzo ciekawa, więc przyjemnie się nad nią pracuje.

I nad moim wydawnictwem myślę - trochę na przekór domowych narzekaniom, że nie dam rady, że nie udźwignę, że umiem wydać, ale ze sprzedażą już gorzej, że zareklamować nie umiem itd. Że gdybym poświęciła na co innego tę energię, którą wkładam w wydawanie, to.... No właśnie, co? Jak się tak słyszy codziennie prawie, to morale spada i płakać się chce - o.
Trudno mi z tym.

A tu strona o energii elektrycznej z książki Praktyka - utopia - metafora. Wynalazek w XIX wieku.


Tak sobie wizualizowano tę energię - Elektryczność, niekompletnie ubrana pani, a jej moc przesyca wszechświat. Niektórzy na poważnie brali pod uwagę możliwość, że elektryczność oznacza życie i że posługując się nią, będzie można wskrzeszać zmarłych. Eksperymenty przeprowadzano, a jakże. O tym też można w tej książce przeczytać.
Jeśli ktoś chciałby - zapraszam do Mojego Convivo, teraz w wakacyjnej promocji.
Dostępne są też, oczywiście, książki z serii Tangere :)

A na spacerku z Lu byłam, też na skarpie.


piątek, 22 lipca 2016

Czynności letnie

Nadal lato.
Redagowanie dobrego tekstu oraz słoneczne spacery - to dla mnie jedna z dobrych form spędzania czasu. Lubię bardzo.

Wykonuję też różne czynności zaległe. Spisawszy niektóre nawet na kartce, choć to niczego zwykle nie gwarantuje. Zrobienie porządku w papierach ma być jedną z nich. Oraz wystawienie paru zaległych faktur - dlaczego akurat tego nie zrobiłam, trudno jest zrozumieć i wysnuć sensowną teorię.

Od Starszej Córki dostałam buty do biegania i nie muszę już tego robić w sandałach :)
Palec kontuzjowany w Bytomiu boli już tylko odrobinę, za to w drugiej nodze stało się coś, przed czym ostrzegała mnie pani doktor, albowiem miałam jakieś szczawiany... W stawie dużego palca osadziły mi się więc wzmiankowane przez nią kryształki, które robią ałć. Pocieszam się, że podobno boli mnie dość łagodnie jak na standardy tegoż.

Tak więc idę pobiegać. Jakieś dziesięć minut. Z przerwami :)))

czwartek, 21 lipca 2016

Ciepły wiatr


Bardzo jest dzisiaj.
Słońce, odpowiednio ciepło i przewiewnie.
Siedziałam na skarpie, a słoneczny wiatr ganiał mi włosy. Pachniała nagrzana trawa.
Wystawiłam do światła blade ramiona, aby pobrać półprodukt do witaminy D.
Lu, obok, milczała refleksyjnie.

Zdjęcie pstryknięte telefonem




wtorek, 19 lipca 2016

Czas dojrzał :)

Mój mały aparacik, mój słodki BMA poszedł do naprawy.

Czas dojrzał.

Bo jak długo można mijać tę piękność świata wokół? Te zjawiskowe kontenery przy bloku obok, z ich, tylko ich pismem obrazkowym, niedoczytanym kodem plam, niewysłuchanym krzykiem otarć, zadrapań i wgnieceń. I rdzą, która jest najpierw blizną, a potem staje się Całkiem Inną Historią. Czasem myślę, że rdza jest szaleństwem - zgodą na to, że przestajemy się rozpoznawać w naszej pierwotnej połyskliwości.

Pojemnik na odzież używaną przewrócił się. Mam do tego własną opowieść - historię intymnego coming outu porzuconych rzeczy. Wyjawienia wzoru, jaki odciskamy na przygniecionej trawie, oraz hodowanych skrycie obcych światów. Właściwie można by zobaczyć, jak się rozpadają od słońca. Zdarzyło wam się kiedyś podnieść ciężki kamień i zobaczyć, jak się rozbiegają? - to jest chyba mniej więcej tak.

No i śmieci.
Na nie staram się już nawet nie patrzeć, udaję, że nie znam, że się śpieszę, bo gdybym spotkała ich tęskniące oczy, to co miałabym im powiedzieć.

Ale, jak się rzekło, BMA poszedł do naprawy.

Tu jeszcze filiżanka z wczoraj.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Głęboki oddech

Chciałam wyrzucić stłuczony kieliszek, ale spojrzałam na denko. Parę miesięcy temu robiłam mu zdjęcia i odstawiłam, żeby nabrał mocy.
I chyba nabrał, bo jak spojrzałam, to zatęskniłam - całą sobą - za zrobieniem zdjęć.
Ale BMA przecież...

Wyjęłam go delikatnie z pokrowca. Z kieszonki wewnętrznej wywabiłam sprężynkę i odpadnięte wieczko od przycisku. Sprężynkę szerszą stroną przyłożyłam w miejscu, do którego powinna przylegać, a wieczko do jej drugiego końca. Ostrożnie przycisnęłam. A potem tylko minimalnie zwiększałam nacisk. Wiedziałam, że dopóki nie wypuszczę go z odpowiednio sprofilowanego chwytu trzech palców, BMA będzie robił zdjęcia.

To są resztki wyschniętego wina na dnie stłuczonego kieliszka: pod światło, na tle w różnych kolorach. I jeszcze wzorki, jakie na dnie białej filiżanki zrobiły korzenie cebulki postawionej na szczypior.







Miałam wrażenie, że BMA cieszył się ze mną, że tęsknił za moją ręką.
Pewnie jestem naiwna, ale dobrze mi z tym.
Czuję się dziś, jakbym wzięła głęboki oddech, a w oczach mam łzy.
I chciałam to zapisać.

niedziela, 17 lipca 2016

sama w domu


wyjęłam z wody zielone warzywa
dotknęłam wiórkiem masła i patrzyłam jak się roztapia
szczypta soli ziołowej
na język

chciałam odgiąć od ścian półki
pełne książek prychać kurzem i dmuchać
w wirujące skrawki
papieru

za nimi nagość ściany
skrywane od tak dawna przetarte miejsca
od słońca wyblakłe ślady
żeber


sobota, 16 lipca 2016

Psia historia

Wiemy już, co ma Lu w prawym uchu, wiemy też, na co to jest wrażliwe. Dwa rodzaje drobnych ustrojów. Poszłyśmy dziś do kliniki na SGGW, co ją mamy pięć minut od domu, sprawdziwszy uprzednio, że będzie ta sama pani doktor co poprzednim razem. Lu z nią współpracuje, a pani umie pobierać krew bez doprowadzania do histerii samego psa i wszystkich wokół oraz zalewania posoką najbliższej okolicy.
Uszko zostało oczyszczone, obcięte pazurki, obejrzana skóra, którą Lu ostatnio drapie - ale jest ładna, jak rzekła pani weterynarz. Ucho dostało do środka odrobinkę jodoformu (teraz śmierdzi mi w domu jak w szpitalu tuż po dezynfekcji, od samego zapachu wyprowadzą się pewnie wszystkie bakterie...). Antybiotyk zapisany, ale nie było w aptece, jutro sprowadzą.
Wątrobę cały czas leczymy, niedługo trzeba będzie znowu zrobić badania.
I tak to.
Działania wokół zdrowia zwierząt przeważnie powodują, że się boję. To daleki pogłos lęku związanego z nerwicą i zapewne skutek traumatycznych wydarzeń: historii Szczura Helmuta, wieloletniej walki o zdrowie Kotki. Jednocześnie ta sfera pewnie kanalizuje jakieś możliwe gorsze lęki. O własne życie, o przyszłość, o moje wybory, decyzje. Nie wiem tego na pewno.
Jednak daję radę, bo co mam nie dać.
"Jestem miękka - nie można mnie złamać" - pisało w internetach :)
I może rację miało.

piątek, 15 lipca 2016

gdy w środku dnia zasypiam

przy samym dnie wielkich głębin
ryby i sny są tak płaskie
jakby wcale nie miały środka

to tak jak gdy stare piwnice
udają mapy średniowiecznych więzień
gdzie pleśń rośnie cicho a ściany się pocą

być może żyję tylko wtedy
gdy załamuję oba ramiona wagi

wtorek, 12 lipca 2016

Z malinami

Dziś jestem głodna...
Rano kupiłam maliny zamiast - jak zwykle - czereśni. Dobre są.
I kawa jest dobra, z mlekiem zwłaszcza.
Po południu przypomniałam sobie, że mam w zamrażarce... lody. Zjadłam część, a potem zjadłam resztę.
Następnie poczułam, że chce mi się czegoś o skrajnie odmiennym smaku. Uznałam, że śledź w oleju nada się.
Nadał się.
Trochę malin wymieszałam zaś z serkiem wiejskim.
Sklep osiedlowy czynny jest do 20.00. Tuż przed stwierdziłam, że po prostu  muszę zdobyć czereśnie. Poszłam więc i zdobyłam, a były to owoce ciemne, bardzo duże i jędrne - no niebo w gębie.
Pomyślałam po zjedzeniu połowy z nich, że w moim żołądku nie zmieści się już nic więcej, przynajmniej do jutra. Myliłam się.




Około pięciu łyżek mąki wymieszałam bowiem z wodą, tak aby była jak gęsta śmietana.
Dodałam trzy jajka, łyżkę cukru, i garść malin. Oraz usmażyłam.
Na wierzch omletu położyłam... maliny

poniedziałek, 11 lipca 2016

rozkołysanie

ten dzień jest taneczny –

nie to, żebym nagle zyskała pamięć ruchu
albo poczucie rytmu

nie to nawet, żebym nie myliła stron
lewa prawa, okno czy lustro

nie to, żebym wiedziała,

gdzie idę

sobota, 9 lipca 2016

2015

Rocznik 2015 Tatowego Wina został zainaugurowany.
Wydaje się to już prawie niemożliwe, ale jest JESZCZE LEPSZY niż poprzedni.
Jest chyba najlepszy.
Och!

czwartek, 7 lipca 2016

Na dziś

Dostałam do redakcji ciekawą dużą książkę. Z radością wzięłam się. Potrzebowałam tak już - zapojedynczyć się, na chwilę być tylko redaktorem. Z uwagą i celebrą oraz wygodnie. Dawno tak nie było. I jednak dosyć rzadko chce mi się takich zapojedynczeń, lubię być wielościeżkowa.
Ale, jak widać, jednak czasem...

[był tu jeszcze mały domowy dialog, ale pomyślałam, że jednak nie. a to, co sobie pomyślałam, dopisując jednosłowne podsumowanie, to sobie zostawię. w pamięci]

środa, 6 lipca 2016

To jest szczyt

Że szczyt NATO, to niby wiedziałam, ale się nie przywiązywałam.
Ale siłownię i basen mam w hotelu, który pewnie przedstawia sobą jakieś znaczenie strategiczne na szczeblu.
Normalną drogą się nie weszło, trzeba było okrążyć zasieki i przejść przez bramkę z kontrolą pirotechniczną i ogólną. Materiałów wybuchowych akurat nie miałam, ale piszczało mi w staniku - sympatyczni funkcjonariusze uwierzyli mi jednak na słowo, że to fiszbiny i haftki...
A jak wyszłyśmy z przyjaciółką z basenu, okazało się, że panowie w umundurowaniu, z detektorami i z pieskami będą właśnie kontrolować prysznice i szatnię.
Żaden jednak nie chciał się ładnie ustawić do zdjęcia. A już zupełny brak zrozumienia okazali na ewentualność wrzucenia fotki na fejsbuka ... :)

wtorek, 5 lipca 2016

Mój pierwszy raz

Gdy ryż się ugotował, wyjęłam go z wody.
Potem coś tam, a potem wyszłam.
Po dwóch godzinach zadzwoniła Matylda. Zaniepokoił ją zapach spalenizny dochodzący z kuchni. Woda po ryżu stała na bardzo małym ogniu, ale jednak był to ogień i w końcu wyparowała, a osad na dnie się zwęglił.
Nie wiem, co by było, gdyby córki nie było w domu.
Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Zawsze wręcz obsesyjnie sprawdzałam gaz wychodząc.
Powinnam chyba mieszkać całkiem sama w jakiejś jaskini - one trudno się palą.

ja dziewczynka

ta dziewczynka
jest z rodziny zagłodzonych kotków
i mysich truchełek znajdowanych za tapczanami

budzę się nagle nagle
że zapomniałam
zapomniałam

a one skrobią pazurkiem o powietrze

poniedziałek, 4 lipca 2016

Z ogrodu

Odrywam szypułki i ogonki. Zjadam to, co pośrodku, twarde, lecz delikatne, gładkie lub w drobne włoski. Najpierw słodycz gęstego soku, potem, przy gryzieniu skórki, kwaskowość - czuję ją najbardziej po bokach języka. Przytrzymuję na chwilę.


Agrest przyjechał z Mazur, z ogrodu rodziców.
Matylda woli jeżynową malinę. Czarną krzyżówkę maliny z jeżyną. Jest dla niej smakiem ogrodu. Dla mnie nie, bo rodzice zaczęli ją sadzić, gdy byłam już dorosła. Ale to rzeczywiście smak marzeń.

I dużo cukinii przyjechało.
Dziś ugotowałam leczo, duży garnek, część zamrożę i będzie. Z papryką, pomidorami, mięsem cebulą i czosnkiem, z ziołami.

Jajka od szczęśliwych kurek.

I miód.
Od szczęśliwej - mam nadzieję - pszczoły.

niedziela, 3 lipca 2016

Łucjo, Łucjo

Miałam dziecko, o którym zapomniałam - taka była fabuła snu.
Może mieć niecałe trzy lata, ona, dziewczynka.
Przypomina mi się co jakiś czas - z bólem, z poczuciem utraty i winy.
Gdzie jest Łucja? - pyta ktoś, pytam ja.
U moich rodziców - tyle wiem.
Ale bywam tam czasem - dlaczego ukrywają ją przede mną? Zacierają wszystkie ślady. Możliwe nawet, że widuję ją czasem z daleka, ale nie wiem, że to ona. Ona nie wie, że to ja.
Dla mojego dobra. Bo nie dałabym sobie rady.

Tej nocy rozpaczałam i krzyczałam - dlaczego? Dlaczego tak się stało?!!! Właściwie wszystko było tym krzykiem, wysiłkiem, by przezwyciężyć niemotę śpiącego ciała, ściśniętych żeber, podkulonych kolan.

Chcę ją zabrać.
Nie rozpozna Cię.
Ale przecież wygląda jak ja.
Powoli. Musiałaby się przyzwyczaić.
Chcę natychmiast.
Jest moja, moja, moja.

Nie wiem, do kogo krzyczę, nie wiem.

piątek, 1 lipca 2016