Miałam dziecko, o którym zapomniałam - taka była fabuła snu.
Może mieć niecałe trzy lata, ona, dziewczynka.
Przypomina mi się co jakiś czas - z bólem, z poczuciem utraty i winy.
Gdzie jest Łucja? - pyta ktoś, pytam ja.
U moich rodziców - tyle wiem.
Ale bywam tam czasem - dlaczego ukrywają ją przede mną? Zacierają wszystkie ślady. Możliwe nawet, że widuję ją czasem z daleka, ale nie wiem, że to ona. Ona nie wie, że to ja.
Dla mojego dobra. Bo nie dałabym sobie rady.
Tej nocy rozpaczałam i krzyczałam - dlaczego? Dlaczego tak się stało?!!! Właściwie wszystko było tym krzykiem, wysiłkiem, by przezwyciężyć niemotę śpiącego ciała, ściśniętych żeber, podkulonych kolan.
Chcę ją zabrać.
Nie rozpozna Cię.
Ale przecież wygląda jak ja.
Powoli. Musiałaby się przyzwyczaić.
Chcę natychmiast.
Jest moja, moja, moja.
Nie wiem, do kogo krzyczę, nie wiem.