piątek, 31 maja 2013

Przecież idę

Myślałam, jak tu się wydłubać z dołka, bo jak pisał Ojciec Karmiący, "kiedy idziesz ciemną doliną, nie rozbijaj tam obozu".
Mądre, ale wcale nie takie łatwe.
Najchętniej uciekałabym w pracę albo w sen.
Wiem, to i tak lepsze niż brak pracy i bezsenność.
Jestem szczęściarą.

A koło południa wygrzebałam się z łóżka, by wyjść z psem, i zajrzałam do skrzynki pocztowej.
W skrzynce zaś czekała na mnie niespodzianka - przesyłka od Anki Wrocławianki. Moje zaskoczenie było ogromne!
Dziękuję! Dziękuję!
Pomyślałam nawet, że i ja sama mogę się do siebie uśmiechnąć.

A potem...
pomyślałam, że przecież jest słońce.
Wzięłam więc psa oraz BMA.
I...














Ostatnie zdjęcie pochodzi z balkonu.

Nie, żebym zaraz tryskała radością, nie.
Może rzeczywiście smuci mnie to, że w moim domu coraz rzadziej bywają moje dzieci. Że są takie dorosłe, a ja...
Może chodzi jednak o to, że nigdy nie umiałam być taka, jaka chciałam być. I odrzucałam siebie taką, jaka jestem.

Ale przecież idę.
Mam nadzieję, że to jest ważne.

środa, 29 maja 2013

Zainspirowana komentarzem Megi o kolejnym lęgu srok, postanowiłam przytoczyć wczorajsze pytanie męża. A brzmi ono:

Ile razy w roku sroki się kocą?

........

Burza nadeszła z oberwaniem chmury.
Pies zalogował się na moich kolanach, a kotka ukryła się u Młodszej pod kanapą.
Po czym zelżało i deszcz tylko chlipie.

W rogu balkonu stoi duża doniczka z wyschniętą ziemią.
Ktoś zrobił w niej norkę - i zamieszkał.
Mąż go widuje, gdy wychodzi zapalić.

A na moim oknie jest pajęczyna.




wtorek, 28 maja 2013

Krople, kropelki

jakoś mi smutno i nielirycznie, i zimno mi, i pusto.

I sroki wyleciały z gniazda zabrawszy młode, które dostały skrzydeł
 I kotom zabrał ktoś znowu domek.
I skończyłam pracę nad książką, która jest smutna.

I nie zdążyłam uwić gniazda, nie zdążyłam - a teraz...
Pomiędzy gałęziami hula wiatr.

Coming out

A więc przyszedł czas.
Ujawnić.
Moje córki są wstrząśnięte.
Mąż przeżywa.
Prosi tylko, abym nie wychodziła z tym na zewnątrz.

Ale przecież to jest jakaś cząstka mnie.
A więc powiem:
LUBIĘ PIASKA

niedziela, 26 maja 2013

sobota, 25 maja 2013

W nurcie

Praca nad kolejną książką wciągnęła mnie z uszami.
To fabularyzowana rekonstrukcja czyichś losów, napisana tak, że ma kolor, zapach, głos, ciepło i chłód.
Płynę w jej leniwym nurcie.




piątek, 24 maja 2013

Nad sosenkami

Czasami w podstawówce jeździliśmy na biwak.
Dwa kilometry od wsi, po drugiej stronie lasu, gdzie zaczynały się młode sosenki rosnące na czymś w rodzaju wydm - mówiło się na to Piaski.
Tam rozstawialiśmy namioty.

W ciągu dnia zabawa w podchody, później ognisko, piosenki, jakieś jedzenie.
Niewiele pamiętam.
Ale raz, chyba w szóstej klasie, spałam w namiocie, który pruł się z jednego boku. Padało i było zimno, więc aby jakoś się zabezpieczyć, połączyłam porwany materiał klamerkami, tzw., żabkami. W bluzie dresowej, zawinięta w śpiwór, słuchałam kropel stukających gęsto w tropik.
Klamerki nie trzymały zbyt mocno, bo nad ranem i tak obudziłam się na wolnym powietrzu, z nosem na wysokości trawy pokrytej rosą.

Nad sosenkami wstawało słońce.



czwartek, 23 maja 2013

Brodząc

Tak sobie sprzątam w papierzyskach, a właściwie staram się. Bo to ma swoje rytmy, etapy, fazy a nawet emfazy.
Wydruki dawno skończonych prac to pół biedy. Podrzeć i na śmietnik.
Stare laurki? Pieczołowicie schować.
Większość odłożonych do przeczytania gazet udaje się przemycić bezboleśnie do kosza, jako że nic w nich ciekawego, a odłożone, bo kiedyś nie miałam czasu zajrzeć. Teraz więc rzut oka krótki, czasem tylko zatrzymam się na dłużej.

Ale czasem odkopuję coś, co koniecznie chciałam zachować, do czego zamierzałam wrócić.
Artykuł o dziennikach Mrożka w "Przekroju" na przykład i jeszcze fragmenty tychże.
No i wpadam jak śliweczka, zastygam wśród stosów i stosików, z ciepłym psem u boku, by po raz kolejny poczuć, że dobra literatura jest dobra i wydaje się, że pisarz szepce do mojego ucha coś specjalnie dla mnie. Choćby: "zachcenia [mam] dokuczliwe, ale za słabe, żeby coś ze mną zrobiły, za silne, żeby nie dokuczały".
Bo to przecież zawsze już tak można, że coś by się..., ale nie wiadomo jak, ale jeszcze nie dzisiaj i w końcu nawet nie wiadomo, co. Bo czasem się wydaje, że coś robię istotnego, że coś mogę i że wykorzystuję te możliwości, że wdrapuję się - by zaraz poczuć się nikim, na co ja akurat dobrałam sobie słowo, które dobrze mi jęczy: "żałosna".
Czy fakt, że wielcy pisarze też tak mają, jest pocieszający?
Nie wiem.
Ale nie chcę wyrzucić gazetki i nie wiem, czy kiedyś wszystko posprzątam...


Ubrana w kurtkę, lecz w klapkach na bosych stopach, brodziłam w mokrej trawie.
Pomyślałam sobie, że jestem na wakacjach.
Wstaję, gdy chcę, wychodzę, brodzę.
I jeszcze bawię się w pracę, ciesząc się nią jak dziecko, które buduje zamek z klocków.
Mała Ania jest panią redaktor, ma fajne zabawki, miłe koleżanki i kolegów...
Kim zostanie, gdy dorośnie, jeszcze dobrze nie wie.
Na razie wsadziła nos w kwiat dzikiej róży, skoro ma okazję,
a na włosach przyniosła do domu jakieś drobne żuczki.

I nie wiem...
nie wiem, za czym tęsknię.




środa, 22 maja 2013

W pakiecie

W słoneczne majowe popołudnie Ania M. postanowiła zabrać psa na spacer.
Wiecie, co się zaczęło, kiedy już wyszła?
Dokładnie po pięciu sekundach.

Na pewno wiecie.

Czy powinnam zacząć się przyzwyczajać?
A może ktoś życzy sobie burzy z deszczem?
Jest niekłopotliwa, lekko używana, umiarkowanie gwałtowna, ale za to gwarantowana.
Występuje w pakiecie z Anią.

Kilka zdjęć zdążyłam zrobić.




wtorek, 21 maja 2013

Sturm und Drang

- No, jesteś - wysyczała. - Myślałam, że już nie wyjdziesz! Że obraziłaś się za wczoraj...
- Nie, skąd - odpowiedziałam.

Na początku było słonecznie, ale padać zaczęło po pięciu sekundach. Coraz mocniej, ale dało się spacerować.
Ona błyskała sobie i pomrukiwała radośnie.

- Wpadłaś na chwilę? - zapytałam uprzejmie.
- Wiesz, mogę zostać dłużej.
- W zasadzie taaak - podtrzymałam konwersację. - Ale pozwolisz, że będę robić zdjęcia?
- Mogę ci poświecić - zaproponowała i przysunęła się bliżej.
- Fajnie. Ale czuję się skrępowana, jak mi tak zaglądasz przez ramię... I proszę, nie krzycz mi prosto do ucha, bo wtedy drga mi aparat.
- Trudno mi się powstrzymać - odrzekła wesoło.

Zapraszam do oglądania efektów naszej współpracy










poniedziałek, 20 maja 2013

Po całym mieście

Dziś po całym mieście biega za mną burza z deszczem.
Rozświetla scenę, trochę pohałasuje, a po chwili drobne kropelki ustępują grubym, rozzłoszczonym strumieniom.
Gdzie ja - tam one.
Śmiech we mnie wzbiera, najpierw cichy, w zakamarkach brzucha
a potem już od włosów po mokre sandały.


niedziela, 19 maja 2013

która tęskni

Sroki są czujne.
Dziś w krzakach awantura, koty chciały się dostać na drzewo.
- Chodź coś zobacz, ale cicho - powiedział mąż. - Widzisz ją, jakiś metr nad gniazdem?
Srocze dziecko, z opierzonymi już skrzydłami. Nieporadnie próbuje zmienić pozycję.
Dorosłe fruwają, do gniazda i z powrotem, karmią, pilnują.
Po trochu, po centymetrze, z gałązki na gałąź.
Dziecko wróciło do domu.

Dziś byliśmy na komunii w rodzinie męża.
Tydzień temu też.
Spokojne, dobre, ciepłe spotkania.
W świergotaniu dzieci, połyskiwaniu białych sukienek i alb.
Zdałam sobie sprawę, że tęskniłam już za niektórymi ludźmi.
Że może też tęskniłam za sobą, która tęskni, która idzie przed siebie, mniej czy bardziej odważnie.




sobota, 18 maja 2013

Wiatr słoneczny

Ventus solaris.
Ursinoviensis.










Jeszcze o filmie


Warto było.

Film stonowany, bez sentymentalizmu, ale też bez epatowania cierpieniem.
Paradoksalnie - dużo humoru.
I życie - życie pełną piersią, pełnymi garściami.

Trudno mi go jednak obiektywnie ocenić, z dwóch powodów.
Po pierwsze przecież nie byłam obiektywna; raczej przyniosłam ze sobą porządny tobołek emocji, którego nie dało się zdjąć w szatni.
Po drugie jednak podświadomie nastawiłam się na "bezpieczny kontakt" - oblekłszy się w rodzaj wielkiej prezerwatywy, by go jednak za blisko siebie nie dopuścić. Może trochę się bałam, może wstydziłam.

Coś, co mi zazgrzytało, to podkład dźwiękowy scen mazurskich - głośne ptasie trele i brzęczenie owadów. Miałam wrażenie że to klisza, którą słyszałam tysiąc razy. Ale nie wiem też, czym można by to zastąpić.

Po filmie ktoś z publiczności powiedział, że blog był kreacją, że nie pokazuje "wszystkiego" i że film ogląda się jako spójny z tą kreacją, i czy to było celowe. Zabrzmiała w tym pytaniu pewna pretensja. Reżyserka odpowiedziała, że uczestnicząc blisko w życiu rodziny, jako tak właśnie spójne odczuła jej życie. A jednocześnie Joanna w najtrudniejszych chwilach nie chciała być filmowana, czekała, aż ból przejdzie.

Zarzutu o niepokazywanie "wszystkiego" zupełnie nie rozumiem - ani w odniesieniu do bloga, ani do filmu. Żadna z tych opowieści nie jest całościową transmisją z życia.
Film, także dokumentalny, zawsze jest jakąś kreacją - głównie chodzi o to, że naznaczony jest spojrzeniem konkretnej osoby, artysty, reżysera. Także jego emocje, wizje nadają dziełu charakter. Na tym "nachyleniu" buduje się wartość artystyczna filmu, jego spójność, siła oddziaływania.

Mam wrażenie, że ten film będzie pracował we mnie.
I dobrze.

piątek, 17 maja 2013

Byłam na filmie

Byłam na filmie Joanna.
Był to film o Joannie.

I jeszcze o życiu.

Taki obraz

Lubię wiosenne lato, dni senne, niewyraźne, przyprószone dmuchawcami.
Z ursinoviańską ciszą, w której tylko wiatr gada z drzewami, a w łazience mruczy pralka.
Wynoszę pranie na balkon, delikatne bluzki suszą się, już powiewając w moich rękach.

Pamiętam, dawno temu, w czasie mazurskich wakacji, niosłam uprane pieluchy ścieżką wśród traw, potem w górę, na skarpę, gdzie między drzewami rozciągnięte były sznurki.
Przyczepiałam białą tetrę klamerkami, a ona chciała odfrunąć mi z dłoni, i potem, już uwięziona, falowała poziomo na wietrze.
Gdy przyczepiłam ostatnią, wróciłam do pierwszej, a ta była już sucha.
Usiadłam wtedy na brzegu skarpy.
Pod grzywą trawy zaczynał się jasny piasek; umościły się w nim kury, pogdakując cicho przez sen.
Nieco dalej, wokół ciemnej, "latającej" kaczki stłoczyły się jej żółte dzieci.
Nieopodal z nudów poszczekiwał pies.

Po chwili wstałam, by zebrać suche pranie.

Taki obraz wrócił do mnie, gdy stałam boso na balkonie, z fruwająca bluzką.


czwartek, 16 maja 2013

Archeologia codzienności



Włączam tę piosenkę, kiedy mam zamiar sprzątać w papierach,
które leżą w stertach niemal od lat.
W szmacianej torbie, pod biurkiem, w pudle.

Nie mogę wszystkiego wyrzucić od razu.
W siadzie skrzyżnym na ciepłym parkiecie, w plamie słońca,
biorę po kilka kartek i rozdzieram na cztery.

Jak miotełką - opuszkiem odgarniam warstwy kurzu, drobnych monet, zastygłych słów,
by unieść w górę ciemną kliszę i pod światło
popatrzeć na szkielet mojej dłoni.

W ciepłym powietrzu