czwartek, 29 września 2016

Niby nic

W środę miałam spotkanie z tłumaczką. Ważne spotkanie.
To znaczy miałam mieć. Bo zapomniałam. Że w środę.
Za karę jutro jadę do Falenicy, żeby już tłumaczka nie musiała nigdzie jeździć.

Dziś zaś w urzędzie skarbowym złożyłam wniosek o NIP unijny. Dowiedziałam się też, że w odniesieniu do podatku od licencji, którą kupiłam, nic mi on już nie da. Gdybym go miała wcześniej zapłaciłabym 5% vat, a tak muszę 20%. Pani Ania M. - biznesłumen.

A na bilbordzie przeczytałam "ochrona przed osami i korozją".
Zanim się zorientowałam, że chodzi o osady, odniosłam się z pełna empatią do problemu owadów żądlących w samochodzie.

Mam nadzieję, że do Falenicy nie pojadę w piżamie...

Tako (zaś) rzecze ursinoviańska sztuka autochtoniczna



Pozostawiając odbiorców sam na sam z odwieczna tajemnicą bytu :)

środa, 28 września 2016

tak to wygląda

Najpierw jestem jakieś trzy metry od bocznej ściany warzywniaka
i wtedy wygląda to tak


A potem się zbliżam


a potem bardziej i jeszcze bardziej, aż w końcu znajdę się niecały centymetr o ściany.







Potem - dajmy na to obniżam aparat jakieś trzy centymetry na południowy wschód.
I jest na przykład tak:


A tak to wygląda w miarę odsuwania się od ściany







Oczywiście normalnie nie oddalam się tak bardzo od obiektu :)
Na ogół poruszam się w zasięgu jednego - dwóch centymetrów, ale chciałam Wam dziś pokazać, jak te rzeczy wyglądają z daleka. albo chociaż z dystansu przechodnia, który własnie idzie tamtędy do sklepu.
A trochę na północy wschód też trafiłam na coś:


Nie wyszło przesadnie ostre, ale kształt mi się spodobał.
Niedaleko odkryłam  nowy kontener, obadałam go, ale był małomówny. Może jego prawdziwa wartość, kryje się wewnątrz?
Znalazłam też drzwi do schodów. To brzmi dziwnie, ale rzeczywiście - na antresolę zewnętrzną budynku prowadzą schody, u swej podstawy mają szerszą część betonową. Od tyłu, jakby pod schodami są niskie metalowe ciemne drzwi. Uchylone. Za nimi - śmieci, ale nie wnikałam.
na nich za to coś, co mnie zainteresowało.




A na metalowym słupie od lampy niespodzianka, którą odkryłam dopiero w domu:



Taki wtorek

To był piękny, jasny wtorek. Słoneczny.
Krążyłam od drukarni do hurtowni, od księgarni do Instytutu Kultury UW, potem dalej. Dużo piechotą. Miałam słońce w kościach, naprawdę, czułam je :)
Zwolniłam do druku almanach na ursynowski festiwal twórczości amatorskiej (UCZTA) - to już trzecia edycja. To dobrze, że się dzieje. Ludziom się chce chcieć, spotykać się. Dzielnica Ursynów jak co roku ładnie się angażuje, finansując tę imprezę. Dom Sztuki daje miejsce i pomoc. W piątek wieczorem wernisaż prac plastycznych różnego rodzaju; ja też powieszę parę swoich obrazków.

Zawiozłam do księgarni Liber przy UW książki z serii Tangere - już zaczyna się powoli studenckie wzmożenie, w księgarniach ruch. Jakby ktoś chciał kupić, to tam wszystkie tomy są i uśmiechają się do potencjalnych czytelników.

Załatwiałam różne sprawy zawodowe - a jednocześnie czułam się jakoś radośnie. Jakby jesień była rodzajem wiosny. W pewnym sensie jest. Zaczynają się nowe etapy dla uczniów, studentów, czytelników. Łatwo się pod to emocjonalnie podłączyć. To też sezon dyni, późnych słodkich śliwek węgierek, a na niektóre gatunki jabłek dopiero przyjdzie czas. Sezon robienia wina - tata mój tym się teraz między innymi zajmuje. A rocznik 2015 zawędrował już cały do butelek. To bardzo dobry rocznik, najlepszy, jaki pamiętam.

A jeszcze bawiłam się dziś w księgową - właśnie spędziłam sporo wieczornego czasu na obliczaniu przychodów i rozchodów, a nawet pierwszy raz własnoręcznie obliczyłam podatek dochodowy, jaki muszę odprowadzić, na podstawie wcześniej zawartej umowy o dzieło. Och! Mogę być z siebie dumna? Wiem, że to może łatwe, ale cieszę się jak dziecko. Nie sądziłam, że takie rzeczy mogą mnie bawić :)

Dobrze, że jest czasem taki wtorek.

poniedziałek, 26 września 2016

Celebrowanie dyni

Nazywa się - sprawdziłam - Muscat de Provence.
Z wierzchu jest ciemnozielona, miejscami zieleń przechodzi w pomarańczowy. A w środku ma miąższ pięknie ciemnopomarańczowy.
Na początku posiekałam drobno trzy ząbki czosnku i krótko przysmażyłam. Dodałam na patelnię pokrojoną dynię, posmażyłam dziesięć minut. Potem przełożyłam do garnka, gdzie w niewielkiej ilości wody czekały już cztery pokrojone ziemniaczki. Gotowałam, aż wszystko zmiękło - jakieś 15 minut - dodając sól, świeżo zmielony pieprz i szczyptę gałki muszkatołowej. Potem zmiksowałam.
Podawałam z kleksem śmietany i posiekaną natką pietruszki. Do tego grzaneczki zrobione z bagietki na zakwasie, specjalnie kupionej w osiedlowym kiosku z pieczywem.
Zupa krem z dyni. Smakowała mi bardzo. Teściowej też. Mąż nie wie, bo z założenia nie lubi i nie spróbował.
Dyniowy czas. Będę celebrować. Zupy, placuszki, dynie zapiekane.... Mniam.... :)

niedziela, 25 września 2016

Kompetencja kulturowa!

Dwóch małych chłopców, na oko siedem-dziewięć lat, ciągnie do altanki śmietnikowej dużą suchą gałąź.
- A jakie zdjęcia pani tu robi? - pyta ten mniejszy.
- Widzisz, tu wystaje z kontenera taki kawałek folii, a ja fotografuję go z bardzo bliska....
- I powstaje abstrakcja! - woła ten trochę większy.



sobota, 24 września 2016

Ciepło września

Jesień, ale ciepła, można było na boso spacerować z Lu, położyć się na skarpie, żeby zrobić jej zdjęcie z poziomu psich oczu...






I można znaleźć liście w kałużach oraz na mokrym asfalcie, a także rajskie jabłuszka na gałęziach.
Taka wrześniowa łagodność wokół.













czwartek, 22 września 2016

Dzień za dniem

Już ponad miesiąc jest z nami teściowa i jakoś żyjemy. Na razie wizyty w CO prawie co drugi dzień, częstotliwość ma się zmniejszać, a potem jeszcze radioterapia.
Dajemy radę, jestem oazą spokoju i w ogóle zen. Jestem też za tym, że każdą trudną sytuację można rozwiązać spokojnie. Mąż ma zdanie odwrotne.
Na początku bogactwo śródrytmów wynikających z odmienności codziennych przyzwyczajeń trochę wybiło mnie z toku prac różnych, ale teraz nastąpiło dostosowanie.
W ciągu dnia leci TV Trwam, wieczorem inne pro-PIS-y. Ja telewizora nie używam od dawna, nie umiem nawet włączyć.
Jest więc trochę klaustrofobicznie. Nikt mnie już nie próbuje nawracać ani edukować ideologicznie, ale uznana jestem za zmanipulowane dziwadło.
No, ale mam tu, póki co, pokój, biurko, tratwę i bałagan. Bałagan jest dobry, daje wrażenie dzikich ostępów, wśród których ścieżki znam tylko ja.
Oczywiście bałagan starannie ograniczam do mojego pokoju, tym bardziej kiedy mieszka z nami chora osoba po operacji. Chcę, żeby teściowa czuła się tu dobrze i żeby była bezpieczna.

A ostatnio przeczytałam na jakimś plakacie "stop poniedziałkom".
Pomyślałam, że to w sumie lekka przesada, no i w końcu jak można by taki postulat wprowadzić w życie?
Potem zobaczyłam, że to jest jednak "stop podziałom". Słusznie i naukowo, choć nie wiem, czy z większymi szansami na sukces.
Dziwię się jednak, jak dalece jestem w stanie przystać na surrealność otaczającej mnie rzeczywistości...

środa, 21 września 2016

rozpoznanie chyba optymistyczne

to się dzieje gdzieś w połowie drogi.
w przepisaniu na sen - to moment, od którego historia jest zapamiętana.
gdzieś pod spodem jest poczucie absolutnej akceptacji i absolutnego wtulenia.
ktoś mnie tam kocha.
potem zaczynam czuć granicę, gdzie sen zahacza o świadomość, i od tego momentu wiem, że musi być inaczej; że zostanę odrzucona.
gdy tak się już staje, zaczynam się budzić.
to taka klisza, choć aktorzy na niej się zmieniają.
poczułam dziś mocno, że to zawsze jestem ja sama.
ja sama - z podziałem na role.

rozpoznanie jest chyba optymistyczne.
muszę tylko zaufać tej Ani M., która kocha Anię M.




wtorek, 20 września 2016

bądź przy mnie czasie mój



bądź przy mnie
czasem
czasie mój
na rękach
mam skórę jak papier
suszę czas pod słońcem
poddaję się
zaczynając od dłoni
                
I tak
możesz mnie kochać
nawet jak będę lekka
jak papier
najpiękniejsze pismo
ciepła
ciągle
mam w środku krew
pod światło
hieroglify żył


poniedziałek, 19 września 2016

Carmina Burana

Taki piękny flashmob!
Uwielbiam takie akcje - pokazują, że rzeczywistość jest wielowymiarowa i chyba świetnie oddają kondycję człowieka. Jego gotowość do transgresji i...
transcendencji


niedziela, 18 września 2016

Dla Taty na urodziny

Mój Tata ma dziś urodziny - kończy 73 lata.

Tato - życzę ci zdrowia, sił, energii i radości życia.

Bądź taki, jaki jesteś - NAJLEPSZY!

Kocham cię.



sobota, 17 września 2016

Lubię

Mój ulubiony koncert Red Hot Chili Peppers.
Lubię tę ich mocną energię.
Lubię ciemność wieczoru i sceniczne reflektory. Dziki taniec Kiedisa. I nawet zafałszowanie w jednej z nut Otherside lubię, więcej - czekam na nie. To wszystko razem to dla mnie namiętna, nasycona afirmacja życia, ciała, rytmu.

Pracuję sobie przy tym. Wczoraj i dziś.
Z winem od taty.
Lubię takie chwile, gdy świat jest tak piękny, aż do bólu, do szpiku kości. Lubię wiedzieć, że tak bywa.


piątek, 16 września 2016

dzisiaj

lato
chciało się zamknąć oczy i myśleć o nadmorzu albo co najmniej o nadjeziorze.
biała plaża z miękkim piaseczkiem, piłki tenisowe i świergoty
i ten specjalny mruk motocykli przechodzący w jęk zachwycenia - niedouchwycenia
niedouchwycenie
efekt dopplera, nienadążenie
wpędza w sen o pustej drodze, między zbożem, o świerszczach i falującym nad asfaltem powietrzu






czwartek, 15 września 2016

w zmiękczeniu ciszy

wciąż szukam nowych istot 
które rodzą się w szczelinach 
pomiędzy wynikami równań

rosną w cieniu
liczb niemożliwych

pochylone w przegłosie

w zmiękczeniu
ciszy