sobota, 26 marca 2016

piątek, 25 marca 2016

Orientacja w terenie

We wtorek po zajęciach spotkałam się z Emką - spędziłam z jej rodziną wieczór oraz ranek następnego dnia.
Umówiłyśmy się, że dojadę do Miasta Pomiędzy, a Ona mnie stamtąd odbierze.
Wysiadłam na Placu.
- Co masz wokół siebie? - spytała przez telefon, próbując mnie odnaleźć.
- Krokusy! Białe i fioletowe - uzupełniłam. - Kieruj się na krokusy!
A nade mną jest chmura w kształcie smoka - dodałam w myślach.

Znalazłam...

...siateczkę
i kawałek folii











czwartek, 24 marca 2016

Nowość

Nowość jest taka, że 21 marca stałam się etatowym adiunktem na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu (zamiejscowy wydział krakowskiej PWST). Wcześniej byłam zatrudniona "na godziny". Robię teraz prawie to samo, dochodzą jedynie konsultacje dla studentów, co wcześniej nie było wymagane. Ważne jest to, że formalnie otworzyła się przede mną droga rozwoju naukowego. No i etat to zawsze etat :)
Musiałam przystąpić do konkursu na stanowisko, ale nie chciałam mówić nic w blogu przed podpisaniem umowy.

Teraz właśnie wróciłam do domu po trzech dniach intensywnej pracy. Wczoraj zajęcia miałam do późna i nie załapałam się na żaden pociąg, dlatego wstałam dziś skoro świt i złapałam pendolino :)

poniedziałek, 21 marca 2016

Sto minut samotności

Dojeżdżając do Katowic zobaczyłam okno. Zupełnie przypadkowe, jedno z tysięcy, w jakimś familoku chyba, na jednym z wyższych pięter. Zresztą mogło być w bloku. Albo w jednej ze zrujnowanych kamienic. Wtedy właśnie poczułam ten skowyt tęsknoty w żołądku (one zawsze siedzą w tej okolicy). Żeby mieć pokoik z kuchenką albo bez. Moje miejsce otulające.
Nie wiem dokładnie, dlaczego moje mieszkanie mnie nie otula. Nie wiem dokładnie, to jednak nie znaczy, że nie wiem całkiem.
Pytanie tylko, czy umiem mieć coś takiego.

Po zajęciach pojechałam do Katowic na spektakl. Niebo było szare.
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem sama. Stoję w foyer, patrzę za okno. Mogłabym mieć przy sobie, którąś z córek - pomyślałam. Albo przyjaciółkę. Rozmawiać, jak wszyscy wokół.
Poczuć się rozpoznana. Otulona.
Pytanie tylko, czy umiem mieć coś takiego.

Potem zaczął się spektakl, ale on zasługuje na Osobną Opowieść.
To opowieść na jutro.

niedziela, 20 marca 2016

Szkatuła

Otworzyłam Wino Tatowe. Smakuje wyjątkowo, a może to ja dziś wyjątkowo pasuję do wina.
Oraz mam Szkatułę.
Przyjechała dziś z Mazur razem z Winem i innymi rzeczami pełnymi miłości - miłości moich rodziców do mnie i mojej rodziny.
A szkatuła jest w spadku. Wyrzeźbił ją rzeźbiarz amator, przyjaciel moich rodziców, już dość dawno. Pisałam o nim kiedyś - pokazywałam nawet zdjęcia kredensu, który zbudował i ozdobił, jak prawie wszystkie inne meble w domu.
Parę tygodni temu umarł.
Jego żona chce pozbyć się domu na wsi i rzeczy w nim, zapytała więc, czy czegoś dla siebie nie chcę.
Chciałam Ją:




Doczyszczę, dopieszczę.
Choć pewnie jest to łatwiejsze niż zbudowanie łodzi płaskodennej, również stanowi dla mnie pewne wyzwanie. Ale ostatnio mam potrzebę robienia pewnych rzeczy własnoręcznie.

Na razie otworzyłam Wino.

sobota, 19 marca 2016

piątek, 18 marca 2016

Łódź płaskodenna

Nowy wpis w blogu Magdy przywołał do mnie obrazy z marzeń.
Powracająca od dawna przez całe lata myśl o podróży łodzią po rzece wśród lasów, po wodzie przezroczystej jak kryształ, prześwietlonej słońcem, przez którą widać drobne roślinki na dnie, ryby i czysty piasek. I żeby czasem, podnosząc rękę, można było dotknąć zwisających nisko gałęzi.
W zeszłym roku przez chwilę był plan, by zrealizować to marzenie - by popłynąć Krutynią, kajakiem, ale niektóre plany się rozpływają i ten był akurat taki.
Ale przecież to nie musi być Krutynia, nie musi być kajak, może być płaskodenna, drewniana łódź, ukryta w niszy wysokiego brzegu. Wiem, że gdzieś jest. A jak nie - to sama ją zbuduję.

czwartek, 17 marca 2016

Dużo

Cztery dni, cztery podróże.
Średnio około 250 kilometrów dziennie, Cztery pociągi i wspomagająca komunikacja miejska
oraz przemieszczanie się na nogach.
Cztery serie zajęć ze studentami, średnio sześć godzin dziennie.
Jedna walka z projektorem. Wygrana.
Tradycyjny szkielecik z sali wykładowej
oraz dużo, dużo słońca


poniedziałek, 14 marca 2016

A późnym wieczorem...

Po zajęciach wieczornych padłam, ale jednak powstałam. Śniło mi się co prawda, że wstałam wcześniej i to nie raz, zawsze jednak okazywało się, że to alternatywna rzeczywistość. W ostatniej rundzie widziałam na horyzoncie wielką świecącą reklamę znanej sieci hipermarketów - co by na to Freud?
Musiałam jednak wstać, bo miałam przy sobie klucz do sali, a ktoś mógł go rano przede mną potrzebować. "Wiemy, że jak tu nie wisi, to ma go pani przy sobie" - pocieszył mnie Pan Portier.
Jestem również dzielna, bo przywiozłam sobie z domu ulubioną kawę oraz skondensowane mleko do niej. Niniejszym zapisuję to osiągnięcie. Rozwijam się, jak widać, choć zapomniałam o cukrze.
Dzięki uprzejmości studentów odkryłam zaś niedrogi bar o rozczulającej nazwie Koperek.
Jest smacznie.
I w ogóle :)

A w poniedziałek

A w poniedziałek, czyli już dziś, wybieram się dla odmiany...  do Bytomia. Aż na cztery dni tym razem, by odpracować zajęcia, których nie mogłam przeprowadzić wcześniej, bo studenci przygotowywali dyplomy.
Dużo pracy przed nami :)
A we wtorek, tuż po zajęciach, krótka wyprawa do Wrocławia w celach...   okołonaukowych. W środę zaś rano powrót prosto na zajęcia.
Lubię te moje małe intensywne podróże. Ich zapowiedź, jak lekki ciepły impuls w mięśniach. A potem czuję, że się uśmiecham.

I Lu na dodatek.




sobota, 12 marca 2016

Obiekt drewniany, malowany (wielokrotnie)


Oczywiście
przy śmietniku






Dlaczego?

Mam pójść do sądu pracy.
Z powodu poprzedniej - warszawskiej - uczelni, na której nauczałam, a która w końcu przystąpiła do autoanihilacji. I która, jak się okazało, nie odprowadzała za mnie składek na Zus. Od pewnego momentu również mi nie płaciła. Składki są ważniejsze - bo przecież mam również firmę i podobno Zus, jak się ostatnio dowiedziałam, skoro nie wydobędzie składek od płatnika, w drugiej kolejności może żądać, żebym uzupełniła je sama, w ramach działalności. Mam nadzieję, że tak nie jest, ale...

Mam pójść - to dobrze powiedziane. Bo jakoś nie idę. Chyba jako jedyna z byłych pracowników nie zrobiłam tego jeszcze.

No więc wczoraj otrzymałam awanturę.
Chyba po raz pierwszy zasłużoną, choć przecież to samo można by powiedzieć mi aksamitnym szeptem.
- Masz całkowita rację - powiedziałam, jak już oddaliłam myśl, by zabrać szczoteczkę do zębów i się wyprowadzić.

Zastanawiam się tylko, skąd we mnie ten mentalny paraliż, który nie pozwala mi wejść na drogę sądową. Codziennie niemal odkładam to na... jutro, pojutrze, w poniedziałek to na pewno. Powód zapewne jest, ale jeszcze go nie odkryłam.

Tulipanek - fajny, prawda?


piątek, 11 marca 2016

badanie obiektów błotnych

niektórzy po prostu ukrywają
swoją alternatywną naturę
szepczą - przecież naprawdę
byłam puszką
potem chichoczą
że to już historia