środa, 29 października 2014

Taki czas, takie teraz

W sobotę i niedzielę zupa. Na patelni podsmażyłam czosnek i cebulę, dorzuciłam dużo dyni. W garnku ugotowałam dwa ziemniaki, połączyłam z dynią, dodałam gałkę muszkatołową, carry i nieco cukru, by lekko przełamać smak. Na talerzu z plamką kwaśnej śmietany.

W poniedziałek zapiekanka z dyni i ziemniaków. Dynia puściła sok i bardziej się to gotowało niż piekło. Mogło więc być lepsze, ale... zostało zjedzone.

Wczoraj placuszki. Dynia starta na tarce o średnich oczkach, mąka, łyżka cukru, gęsta śmietana, jajko. Usmażone, zjedzone ze słodką śmietanką. Mmmmmniam.

Młodsza stwierdziła, ze kategorycznie dziś nie życzy sobie dyni.

Zrobiłam więc zrazy wołowe zawijane. Do tego ryż, a jako jarzynka co?
No cóż.
Kawałki dyni oprószyłam ziołami prowansalskimi, posmarowałam rozgniecionym czosnkiem, utytłałam w oliwie i zapiekłam w otwartej brytfance.
Kto nie chce - niech nie je :)

sobota, 25 października 2014

W środku

Czasem potrzebuję być w środku rozległej przestrzeni. Mieć dużo za sobą i przed sobą, i z każdej strony.
Dotykać ciepłą stopą jesiennej ziemi.
Gdy sny zwijają się w kłębek, żeby spać.
Ogień szepcze: teraz jest teraz, teraz, teraz.


środa, 22 października 2014

Ciało

Utrzymuję chwiejną równowagę.
Dużo, dużo pracy - małe coś dla domu, tak żeby jakoś.
Wiem, że to moja decyzja, nie mogę narzekać, ale czasami jest ciężko.
Jeśli zapadam się w chwilę żalu, to jest to tylko chwila.

Myśli zaś niesfornie brzęczą, dążąc ku entropii, czasem nazwane, czasem nawet nie.
Przed snem przełamują się wymiary, czasy i miejsca płyną na ukos, zmysły zamieniają się miejscami.

Ostatnio śniło mi się wielkie łoże, zasypane piachem, porośnięte trawą.
Zdejmowałam z niego warstwa po warstwie, aż poczułam pod ręką drewno, rodzaj klapy, co przykrywa schowek na pościel. Wiedziałam, że pod nią jest trumna i że wiedziałam to już wcześniej.

Jak można trzymać ciało tak blisko swoich snów?

sobota, 18 października 2014

Artefakt

To było niespodziewane spotkanie.
Nie wiedziałam, że jeszcze gdzieś jest, w swojej materialnej formie, a nie tylko w mateczniku pamięci.
A on był, wisiał w altance, wśród innych ciekawostek, takich jak stary górniczy aparat tlenowy i całkiem zabytkowe koromysło.
Przytuliłam, poczyściłam, przywiozłam.
Mój (właściwie taty, ale i ja robiłam nim dużo zdjęć jako dziecko) pierwszy aparat.
Dzikulka też się dziwi.







czwartek, 16 października 2014

Przywiozłam

Tak sobie rosną w ogrodzie rodziców,
na niewielkim drzewku.




Przywiozłam sobie pełną torbę.
Oraz w postaci musu,
także z dodatkiem dyni.
I dynię jedną też przywiozłam.
Taką jak ta:


I coś smacznego muszę z niej zrobić.

wtorek, 14 października 2014

poniedziałek, 13 października 2014

Najpierw kury

Oto ogród, a w ogrodzie...
pieszczoszki Taty :)


A tu specjalnie dla Gosianki:
Cola o mądrym spojrzeniu, trochę zamyślona i z brązowymi cętkami.


A dla Hany:
piękna Pula, z wyrazem koncentracji na... twarzy? I dążąca do celu.


Pula nie znosi...
gdy przeszkadza jej się w znoszeniu.


A oto dzieło Brązowych


niedziela, 12 października 2014

Synestetyczny bonus

Byłam u rodziców na Mazurach.
Wczoraj pojechaliśmy, dzisiaj już z powrotem w Warszawie.
Szkoda, że tak krótko - chciałabym pojechać jeszcze raz w tym roku, może w listopadzie...
Ale i tak było dobrze.
A jako dodatkowy bonus - kolory.
Najlepsze w drodze przez lasy między Myszyńcem a Mrągowem. Wąska szosa przez gęsty las - to było jak przejście przez puszysty wąwóz o szalonych barwach. Czułam się prawie tak, jakby miękkie gałęzie głaskały mnie po ramionach. Dotyk, smak, zapach koloru.
Nawet nie pomyślałam wtedy, żeby wyjąć aparat.

Dopiero następnego dnia...:)

piątek, 10 października 2014

Noszę w sobie

Popołudniowe sny są gęste.
Zjazd klasowy liceum, wszystkie dziewczyny są nastolatkami, tylko ja mam 47 lat, przychodzę ze spaceru z psem, a więc w dresach, rozciągniętej bluzie, bez makijażu. Z nadwagą.
Co ja tam robię, wśród imprez, barów, pubów i knajpek, toastów, lampek wina pod światło?
Dlaczego nagle wznoszę się w powietrze? Staję się smokiem i krążę nad głowami zebranych.
Pomiędzy stoczeniem się w śmieszność a determinacją, by to wszystko przestało mnie obchodzić.
Pomiędzy światłem neonów i głosem barowej muzyki rodzi się pustka
i rośnie.

Noszę to w sobie przez resztę dnia.

czwartek, 9 października 2014

Jeż

- Mieszka u mnie w liliowcach - powiedział Gospodarz Domu, grabiąc liście na skwerku. - W zeszłym roku wiosną zapomniałem i pociągnąłem grabkami. Dopiero potem myślę: kurcze, prawie zepsułem mu dom. W tym roku na zimę postawie nad tym drewniany daszek, żeby mu się dobrze spało.

wtorek, 7 października 2014

Jednym słowem -

Jak ja kocham zapach jesiennych wilgotnych liści!
Jeszcze trochę, a zacznie się rozkład, to cudowne oddawanie formy, przekraczanie konturów, gatunków, światów.
Jednym słowem - życie.

Ciepło ziemi pod stopą

Jest noc, siedemnaście po pierwszej - jeszcze trochę popracuję, ale już na tratwie, na kartkach; niech komputer odpocznie.
Lubię tę ciszę, obietnicę ciepła pod kołdrą.
Z książką Adina Steinsaltza, żydowskiego mistyka, który opowiada o tajemniczej strukturze Światów.
I o aniołach.
Ścieżkami na pustyni, w labiryntach i gęstwinach lasów, wodzi mnie moja praca.

sobota, 4 października 2014

Cisza

Patrzę na pustą kartkę.
Kartkę?
Ekran raczej - ale ten przecież jeszcze nie zadomowił się w metaforach.

Wkoło pulsuje miejska cisza; podkreśla ją oddech śpiącego psa.
Cisza we mnie.
Moje teraz jak pies urwało się z łańcucha.

piątek, 3 października 2014

Takie tam...

A więc pracuję. Robię indeks do książki, którą redagowałam.
Kota miauczy rozdzierająco.
Na łapie zrobiła jej się ranka, którą wylizała aż do łysinki. Weterynarz dał jej steryd, a ten wzmógł apetyt.
Jeeeeść!
Drapanie po łebku nie pomaga, ani próby zabawiania.
Ona jest głooooodna.
Oraz się wysikała na parkiet. Dwa razy.

czwartek, 2 października 2014

Ciężkość

Ciężkość mam. Ociężałość nawet, rzekłabym.
Słabo działam.
Od dwóch dni usiłuję robić indeks do ważnej książki
i proszę - już dwa razy udało mi się otworzyć w Wordzie dokument i zapisać na górze strony słowo INDEKS.
Do tego doszło, że wczoraj nie pracowałam WCALE.

Moje myśli błądzą nieuporządkowane
po manowcach, cudnych bardziej i mniej.