piątek, 31 stycznia 2014

Jak to się ma

Wczorajszy dzień trudny był i przykry, trudnością i przykrością zupełnie pozablogową.
I wieczorem pomyślałam, jak to znoszę bez pancerza, jak to się ma teraz do mnie.
Spojrzałam po sobie.
I wiem, że pancerz nie przeszkadzał przykrościom wejść.
On im przeszkadzał wyjść.
Nie dawał wyparować.

A w nocy śnił mi się znajomy koszmar o zdawaniu matury. Z historii. I że w ogóle nie chodziłam na matematykę i nie rozumiem podstawowych znaków.
Koszmar ów rozśmieszył mnie.
Po raz pierwszy.

czwartek, 30 stycznia 2014

Pływy

Przy prawej burcie,
w kabinie z poduszek i koca.
Jedenaście poduszek na mocnej tratwie pozwala dobrze się zaszyć.

Jestem wilkiem oceanicznym, z psem-żeglarzem u boku, co śpi lekkim snem i płoszy latające ryby.

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozmówki

- Zrobisz herbatkę? - zamruczała Starsza zwinięta pod kocykiem.
- Ja? - odpowiedziałam pytaniem. - Jestem taka zdezintegrowana...
- Jeśli to dezintegracja pozytywna, to jesteś na drodze do odnalezienia własnej tożsamości. A w jakiej jesteś fazie?
- Nie wiem. Ale to jest na pewno ta faza, w której nie da się iść zrobić herbaty...

PS. Nola o mało nie zjadła swej pani ze szczęścia.

Nieład i kurz

Dezintegruje mnie jakoś ten milczący, wyalienowany zwierzyniec.
Co do Ulryka nigdy nie miałam rozbudowanych oczekiwań, ale Nola jest dziś chyba jeszcze mniej kontaktowa.
Lu zaś stwierdziła, że nocą będzie czuwać, zamiast jak zwykle wtulić się pod moje kolana. Jak tu spać, gdy ktoś obok siedzi i nasłuchuje?
Dzikulka mniej je. Gdy wchodzę do łazienki, zaczepia mnie łapą, a potem zaraz gryzie. Coś ją chyba frustruje.

Mnie natomiast dołują przeboje z pewną kłopotliwą książką.
I zasadniczo nie chce mi się jakoś pracować.
Dom się zapuszcza nieładem i kurzem.
Mam ochotę zwinąć się w kulkę i udawać roztocza.

Będę musiała tylko uważać na Ulryka.

Głównie cisza

Siedzę sama ze zwierzyńcem.
Starsza już jest w Warszawie, ale odebrać Nolę przyjedzie we wtorek (czyli właściwie dziś) wieczorem.
Młodsza uczy się pilnie, ale za to wcale nie w domu.
Mąż przedłużył pobyt na południu Polski z racji pilnych racji.

Kotka okupuje łazienkę.
Nola w dużym pokoju na swetrze i kocyku Starszej zajmuje się czekaniem na swoją panią.




Lu siedzi przy mnie.
Pająk zajęty swoimi sprawami. (Jak myślicie - czy może nazywać się Ulryk?)

Interakcje słabe.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Liopleurodon

Spotkałam go w podróży ciasnymi korytarzami czasu.

Mam ochotę uprzedzić się do kogoś od pierwszego wejrzenia.
Okiem wąskim rzucać drapieżne błyski ku bezrybnym cywilizacjom.
Pożądać rzeczy, które ich są.

niedziela, 26 stycznia 2014

Aż chciałoby się milczeć z zachwytu

Aż chce się sprawdzić, jaką ma konsystencję.
A nawet - jak smakuje i pachnie.
Pospychany rano ze ścieżek małym pługiem, utworzył na poboczach spiętrzenia podobne do gór piany z białek ubitej z cukrem pudrem.

Dobrze, że jest.
Pozwala wkorzenić się w teraz.

sobota, 25 stycznia 2014

Urodziny

Urodziny Lu. Oraz jej brata bliźniaka, oczywiście.
W związku z tym imprezka urodzinowa. Poszłyśmy w gości.
Oto Lu:


Czarlik - bliźniak:



I Pani Mama:


I personel jeszcze: Ania M., Mirka, Darka i Pani Basia.
Koty wolały się nie ujawniać.
Psy były podekscytowane, ale zupełnie nie wiem, jakie mają zdanie na temat imprezy.
Sporo bowiem rozmawiały, ale głównie między sobą.

A jeśli komuś jeszcze mało tematu obcości, to zapraszam uprzejmie na Tfu.

Patrzę na

Patrzę.
Tuż nad moją tratwą zamieszkał pająk.
Pod parapetem.
Czasem wychodzi i widzę go w świetle.
Ale dziś spał w cieniu.


Wyłaź! - tknęłam go w odwłok.


Obce ciało w obcych krajach parapetu.
Jak się rzadko odkurza, obcość pleni się bujnie.


czwartek, 23 stycznia 2014

Wczoraj

- Kłapu-kłap - bawię się przezroczystą plastikową przykrywką o kubeczka z sokiem. Kłapię nią jak śmieszną paszczą.
Siedzimy ze Starszą w kawiarni, rozmawiamy o planach na najbliższe tygodnie i w ogóle o życiu.
- Jak robię tak, to wygląda jak usta, a pionowo jak bombka-sopelek. I dziurkę ma!
Przykładam pokrywkę do oka i patrzę przez otworek. Kółeczko wyostrza obraz, a wokół niego świat rozmazuje się, filtrowany przez plastik.
-A mogłoby się całkiem inaczej kojarzyć, wiesz? - śmieje się Starsza.
- Nie wiem...
Kłapu-kłap!

Wcale nie myślę, że jestem dziecinna.

środa, 22 stycznia 2014

Dotknięcie

Śniło mi się, że byłam w związku z chłopakiem z mojej klasy.
Byłam uczennicą podstawówki, ale psychikę i pamięć miałam dzisiejszą.
Przytulaliśmy się, rozmawialiśmy, ale czułam, że do niczego więcej nie dojdzie i wiedziałam, że zaraz, za chwilę, muszę od niego uciec.

To było jak dotyk obcości, znajomej obcości.
Z takim otrząsaniem się na samą myśl.

Co to znaczy?
Zwykłe krążenie myśli i obrazów?
Znak, że są w dzieciństwie doświadczenia, których jeszcze nie chcę dotykać?
Że za bardzo się otworzyłam, pisząc o tym wszystkim? Że wpuszczam obcy świat pod skórę?
Że spotykam się z obcością, która jest we mnie samej?
Nie wiem.

Ale pozwolę rzece płynąć.

wtorek, 21 stycznia 2014

Parę słów od Taty

Kochana Aniu, 
byłem dzisiaj na pierwszych w tym roku bezkrwawych łowach. Upolowałem tylko kilka sarenek, ale i tak to jest wielka frajda tak brnąć po zaśnieżonych polach i całkowicie nieprzejezdnych drogach. Prawdziwa zima.







poniedziałek, 20 stycznia 2014

Adekwatność



Co czułeś, gdy mama była w ciąży, spytałam ostatnio tatę.
Jesteś dzieckiem miłości, powiedział. Imiona mieliśmy dawno wybrane, na okoliczność każdej z płci. I myślałem, dodał, że będziemy razem jeździć na łyżwach. O innych zabawach też, ale te łyżwy wyjątkowo dobrze pamiętam.

A więc mam przeszłość, konkretną, uobecnioną w myśli, w niezmywalnym obrazie.


Myślę o Ani nazwanej już w ciele mojej mamy.
O dzielącej się komórce w kosmosie brzucha.
O nieprzeczutym jeszcze przeczuciu.

I mówię do niej: jesteś.

Czekam na Ciebie, tylko na Ciebie,
od początku świata.


niedziela, 19 stycznia 2014

Lu wieczorna na tratwie



Zabieliło

Zabieliło, rozbieliło,
bo i niebo białe od płatków.
Z cisu wyświrgnęło stado droździków, moich ulubionych.

A mnie krzątactwo wzięło wczoraj kuchenne
i jeszcze ciasteczka upiekłam.
Moją wersję półkruchych, ze śmietankowym serem.

sobota, 18 stycznia 2014

W obliczu

Czasem, gdy po głowie snują się dawne obrazy, przychodzi reakcja: nie, nie, o tym nie myśl, nie nie!
Szybko odczynić, pomachać ręką przed oczami, pokręcić głową - zamazać.

Tak jak ten.

Na pierwszym roku studiów mieszkałyśmy we trzy. Którejś nocy zapomniałyśmy zamknąć drzwi i raptem wtoczyła się do nas trójka pijanych imprezowiczów. Niby spokojnie, żartem chcą nas wyciągnąć na imprezę, któryś wtrąca niecenzuralne słowa. Mówię spokojnie: "Chłopcy, jest noc, my śpimy, jutro mamy zajęcia, ok?". Ale koleżanka nie wytrzymuje, zaczyna krzyczeć, żeby się wynosili.
I wtedy jeden z  nich ją uderzył.
Wtedy już pozostali dwaj, wystraszeni, wyciągnęli go na zewnątrz.
Tyle.
Pamiętam swój dygot.
Koleżanka spokojnie przykładała zimny okład do policzka.

Teraz mogłam podać to w obrazach, słowach.
Wcześniej za coś byłam zła.
Bo co?
To nie ja oberwałam, ale ja wpadłam w histerię. Ona była twarda. Ale nie wiem, co czuła.
Ja czułam się jakoś zdradzona.
Przez ideę wspaniałej atmosfery studiowania, akademika, bezpiecznego azylu...
Przez ideę siebie samej, która sobie radzi z emocjami?
Przez sytuację, która wymknęła się spod kontroli? Mojej kontroli.
Przez cholerny egocentryzm, który nie pozwolił mi wtedy skupić się na koleżance, a samej schować się trochę ze swoim dygotem? Zrozumieć, że to nie ja jestem tu najbardziej skrzywdzona.

Teraz mogę o tym myśleć.
Odkąd karmię małą głodną Anię M., łatwiej stanąć mi w obliczu trudnych obrazów. Tak jakbym mogła widzieć to, co naprawdę w nich jest, bez całego ładunku deficytów z przeszłości.

Bez ciężaru tego, czego nie ma.

piątek, 17 stycznia 2014

Na łowisku

Wypłynęłam dziś na łowisko
kolorów popołudnia.
Łapać je na uczynku
zmierzchania.






Szalik, oczywiście!

A mówiłam że łatwe?
Punktualnie o godzinie 0.02 udałam się do Maszyny Losującej.
Która na szczęście jeszcze nie spała.
Zdziwiła się nieco, ale wylosowała jedną z sześciu zwiniętych karteczek - uwzględniłam te odpowiedzi, w których pojawiło się słowo "szalik".
Potem Maszyna Losująca wzięła okulary, rozwinęła karteczkę i przeczytała: Viki.

Resztę proszę o niemartwienie się.
Jak bowiem wiadomo, każdy prędzej czy później jakąś książkę ode mnie dostanie - czy tego chce, czy nie:)

czwartek, 16 stycznia 2014

Lekko

Spadł śnieg.
I odbija się w niebie.
Lubię go. Spacer z psem zamieniam na ślizgawkę.
Jako dziecko często bawiłam się na ślizgawce, zwykle na zamarzniętych kałużach - te były najlepsze, gładkie jak szkło, im dłuższe, tym fajniej.
Ale sam śnieg, dobrze ubity, też dawał poślizg, zwłaszcza z górki.
Buty musiały mieć odpowiednie, wyrobione podeszwy.
Stawało się w kolejce, szybko, szybko i...

Podważało się wtedy nieco prawa grawitacji, zawieszało przyczepność i ciężar.
Taka zapowiedź lotu.

Dlatego
na wszelki wypadek mocno trzymam psią smycz.

                              *

A kto zgadnie, kto zgadnie,
jaki drobiazg kupiłam sobie dzisiaj?
Wśród domyślnych wylosuję książkę.

Podpowiedź: zagadka jest łatwa.

środa, 15 stycznia 2014

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pokochać

Najbardziej zawsze drażnił mnie we mnie głód
oraz zachłanność
na akceptację,
na pokochanie mnie.
Że jak mi zależy, to do utraty tchu.
Że moje serce jest jak pies.

Odwracam się teraz do siebie.
By pokochać mój głód
i zachłanność

niezachłannie.


Razem

Strych zasypany był piaskiem, grubą warstwą, jakieś dwadzieścia centymetrów.
Mała Wandzia brodziła w nim, poszukując szmatek.
Nie kupowano wtedy zabawek, parę lat po wojnie, w łotewskiej republice.
Ale na piętrze, nad dwuizbowym mieszkaniem, w którym Wandzia mieszkała z rodzicami i siostrą, miała swoją pracownię krawcowa. Niepotrzebne resztki materiałów wyrzucała na strych, gdzie kryły się w piasku.
Nogi zapadały się i grzęzły, ale nierówności i małe wzniesienia przyciągały oczy mimo półmroku. Wtedy trzeba było zanurzyć rękę i już czuło się miękki splot.
Kawałek, łatkę, ścinek wyciągało się i trzeba było go otrzepać, żeby zobaczyć kolor albo wzór.

Z tych szmatek Wandzia, zwana w dorosłym życiu Anną, szyła lalki, a potem bawiła się nimi w kącie przy piecu.

A potem, potem, już w innym kraju, urodziła Anię M.

Prawie czterdzieści siedem lat później zadzwoniła,
by opowiedzieć jej historię o małej dziewczynce.

Tak.

niedziela, 12 stycznia 2014

Wiatr

Zakurzona archeologią odkrywkową,
potrzebowałam wiatru.
I przyszedł.
Wywiał mnie na dwór pod chmurne światło,
opłukał żagle, nad zmarszczonym morzem.










sobota, 11 stycznia 2014

W moich rękach

O jednym z ważniejszych doświadczeń mojego życia kiedyś już krótko napisałam.
O jednej z pierwszych pamiętanych chwil, gdy jako niespełna chyba czteroletnia dziewczynka celowo połamałam długopis.
Piękny długopis.
A potem położyłam go na ramie "świętego" obrazka i czekałam....   na cud.

To było jedno z najbardziej dotkliwych doświadczeń.
Doznanie wolności i mocy.
Także mocy niszczenia. Mocy, która we mnie, małej dziewczynce, może być jak wiatr, który łamie drzewa.
A nade wszystko - samotność.

Zrozumiałam, że nic mi nie pomoże.
I że nic nie jest ze mną bezpieczne. Wszystko mogę popsuć, jednym małym ruchem dłoni, gestem.
I że nic tego nie naprawi.
Jak można żyć z taka siłą?

A rodzice? Co zrobili wtedy?

Nie pamiętam. Pewnie starali się mnie pocieszyć. I chyba nie umiałam im wtedy powiedzieć o rozmiarze nieszczęścia.
Pamiętam opowieść mamy o tym, jak kiedyś, gdy była mała, w złości pocięła gumową lalkę, a potem w żalu starała się ją pozszywać. Nie wiem, czy to było  wtedy czy później, ale moja pamięć łączy te dwie rzeczy.
Ta opowieść dodatkowo mnie zasmuciła, bo wiedziałam już, że nikt na świecie nic nie może poradzić.
Wszystko, co cenne i kruche w moich rękach, pozostaje niepewne.

I wiele razy później, gdy rzeczywiście miałam blisko siebie to, co cenne i kruche, myślałam, jak niewiele brakuje.

Co mogę powiedzieć teraz małej dziewczynce przerażonej swoją siłą, niepewnej i samotnej?

Mogę powiedzieć, że małe dzieci zwykle przeżywają złudzenie, że świat zależy od nich. Że to normalne, że testują rzeczywistość, na ile ona im się poddaje i co można z nią zrobić. Że ludzie tak mają.

Ale przede wszystkim mogę ją uspokoić.
Bo wiem coś, czego ona nie wie: że przez najbliższe czterdzieści parę lat może żyć spokojnie.

Przez ten czas cenny i kruchy świat był bezpieczny w moich rękach.

Chcę

Czy jest coś bardziej intymnego niż spotkanie ze sobą samą?
Czuję niepokój, czuje się naprawdę rozebrana.
A jednocześnie bardzo chcę mówić,
chcę pisać.

piątek, 10 stycznia 2014

Blisko

Dziś w nocy, przed snem, poczułam, że chcę ją zobaczyć naprawdę.
Jest tylko dzieckiem i nie może
stawać przed sądem, nie może
być skazana na wygnanie.

Nie wiem nawet, jak o tym pisać, ale chcę zapamiętać, chcę wierzyć, w tę chwilę, w tę noc
gdy zasypiałam, trzymając Anię M. w ramionach.


czwartek, 9 stycznia 2014

Mona Liza z Domu Tymianka

Mam ją.
Przyszła.
W bąbelkowej kopercie.
Kartka własnoręcznie uczyniona przez artystkę Ori da Timianci.


Bałwanek na kartce ujął mnie tajemniczym uśmiechem.
A więc go sobie wylicytowałam.
Jakem znany (w całym moim domu) mecenas sztuki (jednej sztuki, póki co).

środa, 8 stycznia 2014

Transoceanicznie

Może powinnam zmienić tytuł bloga.
Mógłby się nazywać "Na zas***ej tratwie".

Mam ochotę zamknąć oczy jeszcze mocniej
i popłynąć.

Wszak
dzieci mam dorosłe,
kot następną tabletkę bierze po północy,
pies śpi spokojnie,
jedną kołdrę wyprałam,
pościel pierze się w 90 stopniach,
mąż wraca dopiero za jakieś półtorej godziny.

Mam czas
na podróż przez ocean.

Czy wam też się wydaje, że gotująca się pościel pachnie dzieciństwem, a pralka mruczy wtedy jak dalekomorski statek na horyzoncie?

wtorek, 7 stycznia 2014

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Aromat

Z sąsiadką J. widujemy się często choć przelotnie.
Ale u mnie w domu była tylko dwa razy i to w progu. Całkiem niedawno.

Za pierwszym razem sprzątałam kuwetę.
    i tu małą dygresję muszę zrobić, że kuwet mam na jednego kota tylko dwie, ale za to obie w przedpokoju, nieopodal drzwi wejściowych. Jest to wynik konsensusu, który kiedyś opisywałam: my, wchodząc do domu, wpadamy do kuwet, kotka w zamian stara się w nie trafić. Na ogół.
Tak więc owego dnia stwierdziłam, że sprzątnąć trzeba natychmiast, i właśnie wtedy zapukała sąsiadka. Otworzyłam jej, trzymając urobek na łopatce, w aureoli stosownego aromatu, z akompaniamentem witającej ją Lu.

Drugi raz nastąpił po paru dniach.
Co wtedy robiłam?
Ano właśnie wróciłam do domu po kilkugodzinnej nieobecności i jak zwykle chwyciłam za łopatkę. Aromat był już zelżał, otworzyłam, Lu zaczęła witać. Aż nagle pojawił się mały biały pies sąsiadów z góry, zaglądając ciekawsko pomiędzy łydkami sąsiadki.
     i tu mała dygresja: Lu boi się wielu rzeczy, ale najbardziej chyba właśnie tego pieska.
Tak więc wydała z siebie zapach. Zapach strachu.

Co od tej pory myśli o mnie sąsiadka, nawet nie chce mi się podejrzewać.
Planuję zaprosić ją na kawę.
Dostatecznie aromatyczną.

sobota, 4 stycznia 2014

Łatwo

Zadziwiające, jak łatwo i niespodziewanie można zostać schwytanym.
Może pracujesz od rana, może popatrujesz w ekran. Może wychodzisz z psem.
I wtedy nagle ciemność nie otula cię już, a mgła nie mruga światłem latarni spomiędzy drzew.
Samotność łapie cię za żołądek, zaciska małe zimne kleszcze.
No chodź, mówisz do psa, który zatrzymał się i wącha kwietnik, chodź maleńka, i głaszczesz aksamitny łepek drżącymi rękami.

O nieskończoności

No to jeszcze raz. Trzeci do pary.
Okiem Mirona:

Po nitce 
zaglądam w kąt
zwinięta w kłębek
nieskończoność

ja palcem na nią
ona syczy

uciekać!
ratunku!
nie ma

piątek, 3 stycznia 2014

O metaforze

I tu raz jeszcze sięgnę do Mirona:

Tymczasem wszystko istnieje, cokolwiek jest przytoczone. Pamiętam, jak jakaś poetka podrzuciła w metaforze kota. Myślała, że tylko nim błysnęła, on zniknął. Dopiero jej tłumaczę - czuję, że coś mi się plącze pod nogami, a to ten kot.

czwartek, 2 stycznia 2014

Czułość Mirona

Lubię Mirona Białoszewskiego za jego czułość.
Czułość wszystkiego:
szarej powierzchni ślepej ściany, kwitnących chwastów, łóżka, przelotnej myśli o wczoraj.
Za rozproszenie, które jest skupieniem.

Jeden fragment:

w jednym człowieku,
gubi się wieczność
a między dwoma przez wieki
może zahaczyć się
ta sama chwila

środa, 1 stycznia 2014

Noworocznie

Czas okołopółnocny spędziłam w łazience - tym razem siedząc na podłodze i przytulając oba zwierzaki.
A potem wróciłam do pracy.
Dziś też pracuję.
I dobrze mi z tym.
Dobrze mi w tym.


M. dziękuję za
Let It Be.