Przy wejściu do metra człowiek w czapce uszance gra na akordeonie Vivaldiego. Minęłam go już, ale wracam. Obok niego na rozłożonym płaszczu płyty CD, zapewne z nim samym w roli głównej.
Chwilę później przy okienku do kasy. Mała romska dziewczynka prosi o pieniądze. Zaraz - mówię. Zaraz - cieszy się. - Ale już muszę iść - dodaje śmiejąc się. Z monetą w ręce odbiega w podskokach.
Utajone piękno, przyczajona radość.
Wsiadam do pociągu.
A zdjęcia z wczoraj - a na nich przejście.
Najbardziej mi się podoba przejście nr 4. Ty widziałaś obdarowaną radość, ja często złość, mimo obdarowania.
OdpowiedzUsuńże złością chyba się nie spotkałam. Z obojętnością tak. Wielokrotnie jednak z radością bądź uśmiechem. I raz ze zdziwieniem - kiedy poprosiłam młodą cygankę, zaśpiewała jeszcze raz, bo taki miała piękny głos.
UsuńCzęsto też sama poddaję się zadziwieniu...
Gra na akordeonie Vivaldiego. Smyczkiem przeciąga po guzikach, czasem zahaczając o własne ubranie. Odgłosy metra potęgują dźwięki. Pauzy wykorzystuje na głębsze osadzanie uszatki. Nie uznaje nakładania się dźwięków na tej samej linii. Niewsparta pięciolinia wykazuje załamania. Widzę dziewczynkę. Jej uśmiech może podtrzymać zanikające tony. Biegnie ściskając monetę. W stronę przejścia pomiędzy utajonym pięknem, przyczajoną radością. Melodia milknie, słychać jedynie łoskot przejeżdżających pociągów.
OdpowiedzUsuńWariacja na temat?
UsuńTemat jest pomiędzy...
UsuńTylko smyczka nie było.
Usuń...pięknem, przyczajoną radością... koniecznie
Usuń