Złożyłam projekt kursu na Uniwersytecie Otwartym UW. Opracowałam, napisałam, zaniosłam. Teraz czekam do 26 czerwca na decyzję Rady. Panie w biurze UO uprzedziły mnie, że bardzo rzadko przyjmuje się kursy wykładowców spoza UW - w ogóle mogłam złożyć tylko dlatego, że nie ma na UW kierunku, który uczyłby o teatrze tańca.
Takie sobie wymyśliłam nowe wyzwanie, trzymajcie kciuki za decyzję rady.
Lubię Uniwersytet Otwarty za różnorodność kursów - uczyłam się w ramach UO angielskiego, hebrajskiego i japońskiego, a ceny są tam bardzo umiarkowane.
Ostatnio bardzo dużo pracuję, aż niemal mi w oczach migocze - zwłaszcza gdy robię indeks do anglojęzycznej książki o polskich żydowskich pisarzach tworzących w trzech językach, a ich nazwiska są w angielskiej transkrypcji.
Peretz
[Perec, Perez] Isaac [Yitskhok, Yitzhak, Icchok] Leib [Leybush, Lejb]
to nazwisko Pereca, tu akurat przykłady różnych zapisów.
A Puszkin to Pushkin.
Transkrypcja to normalna rzecz, sami ją nieświadomie stosujemy do każdego nazwiska zapisanego wcześniej na przykład cyrylicą. A po angielsku musi być tak, żeby litery anglikom się czytały mniej więcej tak jak nazwisko brzmi w oryginale. Oprócz transkrypcji czasem stosuje się też transliterację - tu akurat nie, i dobrze, bo to wyższa szkoła jazdy. Wiem, bo kiedyś pracowałam nad książką o tłumaczeniu prac naukowych - i takie mi się zdarzały.
Do tego spiętrzenie dłubaniny administracyjno-prawno-księgowej, taki dodatek do pracy wydawniczo-redakcyjnej, także spięcia z bezwładnością biurokracji różnych instytucji. Trzeba takie rzeczy przebrnąć - to słowo jest adekwatne, bo tak to czuję.
Jestem zmęczona.
A jutro jadę do Bytomia na radę pedagogiczną i wpisy dać tym, co się trochę spóźnili.
Bałaganu w domu nawet nie próbuję ogarnąć.
Się ogarniam.
Ściskam kciuki mocno!
OdpowiedzUsuńI nie zapomnij Aniu o sobie i o odpoczynku :*
Dziś musiałam położyć się na godzinę, bo wczoraj w nocy o wpół do trzeciej jeszcze nie spałam. Czasem się tak spiętrza, choć przecież na ogół na to wszystko nie narzekam :) Sama wybrałam.
UsuńTrzymam kciuki za Twoje ogarnianie sie:) Ty jestes najwazniejsza, a balagan w domu...nie zajac, nie ucieknie:)
OdpowiedzUsuńBałagan taki jest, ze nie chce sam nigdzie się wybrać. Ograniczyłam się do zrobienia dwóch prań i umycia naczyń :)
UsuńPodziwiam, tyle rzeczy do ogarnięcia i dajesz radę, ja nie pracuję i też mam bałagan. Też trzymam kciuki za powodzenie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) W kilku zawodowych sprawach przydadzą się kciuki :)
UsuńDOH-brih VYEH-choor,
OdpowiedzUsuńNie widziałam,że uczyłaś się hebrajskiego. I japońskiego. I teraz mówisz trochę i/lub rozumiesz po hebrajsku?? ZOHS-taw'am zvah-KOH-nah z noog!!!*
*Say it in Polish by Victor Raysman, Dover Publications, INC. New York
:)
UsuńNie, nie rozmawiam po hebrajsku, to było parę lat temu, trochę podstawowych konwersacji było, musiałabym sobie przypomnieć. To był jeden semestr. Ale alfabet przestał stanowić dla mnie tajemnicę :)))
"Words are but pictures of our thoughts" - John Dryden
UsuńA niektóre litery są zaś tylko obrazami, dopóki się nie nauczymy, że znaczą. tak było z hebrajskim, japońskim i greką klasyczną (bo też się uczyłam, ale nie w UO). Znaki japońskie (oprócz sylabariuszy) w dużej części obrazkami dla mnie pozostały, bo niewiele ich zdążyłam poznać :)
UsuńChylę czoła przed Tobą sąsiadko :)
OdpowiedzUsuń