Gdy ryż się ugotował, wyjęłam go z wody.
Potem coś tam, a potem wyszłam.
Po dwóch godzinach zadzwoniła Matylda. Zaniepokoił ją zapach spalenizny dochodzący z kuchni. Woda po ryżu stała na bardzo małym ogniu, ale jednak był to ogień i w końcu wyparowała, a osad na dnie się zwęglił.
Nie wiem, co by było, gdyby córki nie było w domu.
Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Zawsze wręcz obsesyjnie sprawdzałam gaz wychodząc.
Powinnam chyba mieszkać całkiem sama w jakiejś jaskini - one trudno się palą.
I dlatego wątpię w ewolucję i rozwój człowieka jako gatunku- skoro jaskinia ciągle wydaje się najlepsza. :-)
OdpowiedzUsuńJaskiniowiec w człowieku ma się doskonale.
UsuńI ostatni!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję!
UsuńMam na koncie już kilka spalonych garnków. Pierwszy raz to była nawet akcja sąsiadów, bo spaliło się mięsko i jarzyny na rosół.
OdpowiedzUsuńNajbardziej przejęłam się nawet nie mieszkaniem, tylko tym, że zapomniałam. No i gdyby nie było w domu Matyldy - co by się stało z psem? To mnie mocno przeraziło...
UsuńBylam swiadkiem Twego przerazenia...
UsuńAniu - ja, tak jak i Ewa2, to nawet nie liczę spalonych garnków i czajników (z epoki czajników z gwizdkiem ;)) i ze względu na bhp ;) mam kuchenkę wyłącznie elektryczną,z płytą ceramiczna. Teraz to są nawet takie z termostatami ;)).
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się więc, nie jesteś sama ;D
Barbara
Gdybym była w domu zaraz bym zauważyła.
UsuńAle ja do tej pory miałam wręcz natrętną potrzebę sprawdzania gazu przed wyjściem...
Może to znak, że pozbyłam się resztek nerwicy natręctw?
Płyta ceramiczna wyłącza się sama po jakimś czasie im wyższa temp. tym szybciej. Zachodu specjalnie nie ma, a bezpieczniej. Co nie znaczy, że nie przypalam.
OdpowiedzUsuńPłyta ceramiczna wyłącza się sama po jakimś czasie im wyższa temp. tym szybciej. Zachodu specjalnie nie ma, a bezpieczniej. Co nie znaczy, że nie przypalam.
OdpowiedzUsuń