wtorek, 12 lipca 2016

Z malinami

Dziś jestem głodna...
Rano kupiłam maliny zamiast - jak zwykle - czereśni. Dobre są.
I kawa jest dobra, z mlekiem zwłaszcza.
Po południu przypomniałam sobie, że mam w zamrażarce... lody. Zjadłam część, a potem zjadłam resztę.
Następnie poczułam, że chce mi się czegoś o skrajnie odmiennym smaku. Uznałam, że śledź w oleju nada się.
Nadał się.
Trochę malin wymieszałam zaś z serkiem wiejskim.
Sklep osiedlowy czynny jest do 20.00. Tuż przed stwierdziłam, że po prostu  muszę zdobyć czereśnie. Poszłam więc i zdobyłam, a były to owoce ciemne, bardzo duże i jędrne - no niebo w gębie.
Pomyślałam po zjedzeniu połowy z nich, że w moim żołądku nie zmieści się już nic więcej, przynajmniej do jutra. Myliłam się.




Około pięciu łyżek mąki wymieszałam bowiem z wodą, tak aby była jak gęsta śmietana.
Dodałam trzy jajka, łyżkę cukru, i garść malin. Oraz usmażyłam.
Na wierzch omletu położyłam... maliny

15 komentarzy:

  1. Bo maliny i czereśnie mozna jeść i jeść, zwłaszcza maliny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Najlepsze byłyby od rodziców z ogrodu, prosto z krzaka :)

      Usuń
  2. Czereśnie można jeść bez końca. I maliny. I jeszcze brzoskwinie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w tym okresie lata mam.nieustającą fermentację w zolsdku....mam nsdzieje, ze alkoholową 😛

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez wczoraj o godzinie raczej poznej polecialam po czeresnie, i byly one czarne i jedrne, slodkie, zjadlam pol kilo za jednym posiedzieniem, potem dodalam pol kilo rownie wspanialych wisni...widocznie wczoraj byl dzien mocnych zachcianek smakowych, przynajmniej na Ursynovii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, musowo coś było w ursinoviańskim powietrzu :)))

      Usuń