Ulica Piekarska w Bytomiu jest ciemna po osiemnastej. Chciałam kupić owoce, ale warzywniak za rogiem miał wygaszone światła. Sklep z garnkami, z ubraniami, smutne manekiny, niepokojąco pochylone ku brokułom pióra ananasów. Śmiesznie trochę czyta się to w jasnym ciepłym pokoju, ale to obce miasto, a ja jestem sama. Nie umiem rozmawiać z bytomska kostką chodnikową, dziwnym jednowagonowym tramwajem, ze smutnym ananasem za porysowana szybą - kiedy przedwcześnie jest ciemno. Telefon zgaduje za mnie słowa i uparcie zamiast "porysowana" pisze "pory sowa". Się wczuł? Pora sów i zawodzenia wilków?
Idę do galerii handlowej i kupuję kubeczek.
Już drugi dzisiaj.
Nie lubię tych jesiennych i zimowych ciemności.
OdpowiedzUsuńAle jak piszesz o tych piórach ananasów, nawet niepokojąco pochylonych ku brokułom, to się lekko i ciepło uśmiecham :)
też nie lubię, bardzo bardzo
UsuńAle jeścienne i zimowe wieczory na Nowym Świecie na przyklad są pełne światła, rozmów, otwartych kawiarni. ZatesknIłam.
UsuńAle jeścienne i zimowe wieczory na Nowym Świecie na przyklad są pełne światła, rozmów, otwartych kawiarni. ZatesknIłam.
UsuńTa ciemnośc, ten smutek i poczucie wyobcowania w nieznanym mieście, miejscu, w punkcie życia...Znam to, pamiętam, miewam. A teraz, nawet częściej. I chwytam się wszystkiego, ale gdy bardzo boli, to wóczas najsilniejsze kładki okazują się układanką z zapałek. Na szczęscie potem mą dusze omiata z nagła jakis promień i odzyskuję znowu napęd, wiare w sens.Niech te promienie odwiedzają i Ciebie i mnie jak najczęściej!*
OdpowiedzUsuńNiech odwiedzają i niech umiemy je przywołać...
Usuń:)
OdpowiedzUsuńSwój własny kubeczek (a nawet dwa!) w obcym mieście są jak znalazł:)
OdpowiedzUsuńJeden właśnie dałam w prezencie :)
UsuńHa! Też tak kiedyś się leczyłam, kubeczkiem.
OdpowiedzUsuńKubeczki są domowe i swojskie.
Usuń