Performans bardzo ciekawy. Dużo nagości, przełamywania tożsamości płciowej i kwestionowania konwencji. Trzy godziny - można było wyjść i wrócić, legitymując się pieczęcią na nadgarstku. Usiąść naprzeciwko, ze słuchawkami na uszach, patrzeć na nagie, ucharakteryzowane postacie... Rozpoznaję jednego z performerów. To dawny znajomy mojej córki, bywał u nas w domu. Podajemy sobie koniuszki dłoni. Dziwne uczucie...
Wychodzę i dzwonię do córki. Zaprasza mnie do baru, idę na piechotę. Barman pyta, z czym chcę drinka. Ma być lekko słodki, trochę kwaskowaty, bez imbiru. Mam się zdać na jego inwencję; zdaję się.
Gadamy, gadamy. Z córką i jej przyjaciółką. Potem robi się za głośno.
Pierwszy raz widziałam rambutan.
W niedzielę dwa spektakle. Córka dzwoni, że nie przyjdzie. Potem - że jednak przyjdzie. W metrze spotykam znajome małżeństwo. Widzieliśmy się dwa razy i nie poznają mnie w pierwszej chwili, bo mam związane włosy. Lubię takie niespodziewane spotkania - przełamują zaprojektowany na dany dzień obraz świata. Rozsuwają przestrzeń, wkładając w nią coś nowego. A. mówi, że parę razy wybierała się na C/U, ale jeszcze nie udało jej się dotrzeć.
Przed drugim spektaklem zjawia się moja córka. Jest pięknie i bardzo tanecznie; to nieoczywiste w przypadku tego akurat festiwalu.
A gdy wychodzimy z teatru Studio, trafiamy wprost pod prowizoryczna scenę, na której orkiestra, soliści i chór wykonują Requiem Mozarta. Już wcześniej widziałam, jak wznoszono konstrukcję, ale mimo to daję się zaskoczyć. Daję się porwać żywym dźwiękom, w tłumie słuchających, z dziećmi, z psami. Dźwięczny bas zabiera mnie w kosmos. Pałac Kultury dopełnia nierealności.
Odejdźmy trochę, zapalę papierosa, mówi Córka. Szary wilkowaty pies też słucha. Macha ogonem, gdy głaszcze go przechodząca obok para.
Dziś robię pranie i pracuję nad nowym tomem do serii "Tangere".
Oraz rysuję. To też jest jakiś nowy świat. Rysunki wyłaniają się ze mnie, wysnuwają się, czasem zaskakują. Ale pozwalam im zostać; nie kłócę się, póki co, choć niektóre wyraźnie szukają zaczepki.
Czytam o korzeniach teatru i o performansie. Myślę, jak będę rozmawiać ze studentami. Co im powiem, co pokażę, i co oni mi powiedzą. Jakie światy się wtedy otworzą.
Rozgałęziam się. Jakbym wsiąkała w wilgotne powietrze, to bliżej mnie i to całkiem daleko. Rozsnuwam się na mokrym wietrze. Oraz wchłaniam, nasycam się, obcymi atomami.
Jeszcze nie wiem, co mi to robi.
Idę.
ja się zachwyciłam opisem, a potem zmartwiłam
OdpowiedzUsuńbardzo
córką
i papierosem :(((
Ona pali mało i zamierza przestać. Wierzę, że tak zrobi.
UsuńKoniecznie! Ja też tak zrobiłam - gdy jeszcze mało się pali, łatwiej rzucić. Można z dnia na dzień. Zdecydowanie polecam!
UsuńA poza tym, jak Ty ładnie piszesz, Aniu. Tekst się jakoś tak sam zasysa do hbjm... :)
Matko, nie wiem, co Mietek miał na myśli, pisząc swoją białą girą hbjm w miejscu, gdzie miałam wstawić całkiem inne słowo, bardziej takie rzeczywiste, jak np. wnętrze. Hm.
UsuńWiem, on chyba też szuka zaczepki. ;)
UsuńPomiziaj go :)
UsuńPięknie piszesz
OdpowiedzUsuńi tyle się dzieje!
Dzieje się :)
Usuńa rambutan jaki jest w smaku?
UsuńNie wiem. Podziwiałam walory wizualne :)
UsuńByłam na Requiem! Byłam z mężem, mamą, siostrą! :) siedziałam po lewej stronie przy scenie, na leżakach! Mar
OdpowiedzUsuńMinęłyśmy się o kilkanaście metrów :)
UsuńPięknie było!
Chciałabym tak pięknie pisać, oj chciała!
OdpowiedzUsuńRysunek natomiast zaczepny bardzo:)
Poczułaś się zaczepiona?
UsuńTak!!!
UsuńTo chyba dobrze?
UsuńWielki świat i Ania! :))
OdpowiedzUsuńMały kawałek świata pod Pałacem Kultury. No, pomijając rambutan ;)))
UsuńPięknie miałaś.
OdpowiedzUsuńAniu, wszyscy piszą, że pięknie piszesz. Tak, tak, tak! Uwielbiam Twoje wiersze, ale kocham Twoją prozę. Daj nam przy okazji tomik prozy...
OdpowiedzUsuń