Wpis Anki Wrocławianki zainspirował mnie i sobie przypomniałam.
Dawno temu, w pierwszym roku małżeństwa, mieszkaliśmy z akademiku na placu Narutowicza. Wielki budynek, zwany pieszczotliwie Alkatraz, zbudowany na planie kwadratu, posiadał w środku podwórko-studnię, na którą wychodziło okno naszego pokoju na piątym piętrze. To ważny szczegół, albowiem właśnie na tym piętrze dookoła studni przebiegał ni to gzyms, ni to parapet.
Pewnej nocy, około czwartej coś nas obudziło. To coś stukało nierytmicznie w zasłonkę okienną, która wybrzuszała się wówczas ku wnętrzu pomieszczenia. Pokonując niepokój, uchyliliśmy lekko zasłonę, a tam - ktoś był.
W doniczce na parapecie, trzymając się jedną łapką materiału, stał sobie na dwóch nogach dorodny szczur. W łaty.
Stwierdziwszy, że w pokoju sąsiednim okno jest również otwarte, udaliśmy się na korytarz i zapukaliśmy.
Otworzył nam zaspany człowiek, który na pytanie "czy masz szczura", bez zdziwienia wskazał ręką, dodając: "tu obok, u Hipisa".
Od tej pory podobne odwiedziny nie budziły w nas większych emocji, zaprzyjaźniliśmy się nawet... z Łatkiem.
Ta historia ma jednak mały ciąg dalszy.
W czasie wakacji przez parę dni mieszkał u nas mój kolega i kiedyś również obudził się w nocy.
Obudziwszy się zaś, powziął przekonanie, że... nie jest w łóżku sam.
Pokonując niepokój, uniósł lekko kołdrę.
Po czym ujrzał na swoim brzuchu słodko śpiącego zwiniętego w kłębuszek szczura.
O możliwości odwiedzin był uprzedzony, nie spodziewał się jednak, że kontakt będzie aż tak bliski...
No ja bym na miejscu kolegi wykitowała
OdpowiedzUsuńA towarzyszyłby agonii potworny paniczno histeryczny wrzask...
On - pewnie był "lekko przejęty", ale przecież wiedział, że szczurek u nas bywa :)
Usuńwędrowny szczurek. a jaki odważny! na pewno w poprzednim wcieleniu był szczurem na okręcie piratów :) fajna historia.
OdpowiedzUsuńI w dodatku całkiem prawdziwa...
UsuńSzczurek bardzo ufny był, wierzył w ludzką dobroć :)
Jaki mądry! To musiało być bardzo miłe :)
OdpowiedzUsuńMądry!
UsuńAle gdyby kolega nie był uprzedzony o możliwości odwiedzin, mogłoby być dramatycznie....
Bardzo ładne wspomnienie :)
OdpowiedzUsuńSzczury są chyba lepszymi towarzyszami od chomików?
Chomiki nie są nawet w połowie tak komunikatywne :)
Usuńwrzeszczeć mi się chce na samą myśl.... ręce drżą teraz kiedy to piszę do Ciebie jakbym czuła obecność szczura gdzieś niedaleko.... PANIKA po prostu. I chociaż pukający w okienko szczurek w łatki brzmi słodko, jednak nie chciałabym przeżyć podobnej sytuacji. Kiedy znalazłam myszę w pokoju dzieci dostałam takiej histerii że chyba całe przedmieście mnie słyszało! A potrafię się wydrzeć, oj potrafię!
OdpowiedzUsuńTylko chomiki jestem w stanie zdzierżyć :)
Szczurki cudowne są, mądre, kontaktowe - niesłusznie kulturowo ustygmatyzowane. Ale ja ogólnie "nieobrzydliwa" jestem, mało co budzi moja panikę, nawet pszczoły (kiedyś zostałam zaatakowana przez dużą liczbę). Ale właśnie pszczoły i tym podobne natychmiast wyganiam z domu...
UsuńSzczury są niezwykłe i nie ma co do tego wątpliwości.
OdpowiedzUsuńA co do reszty historii to podpisuję się pod Rybeńką!
Ściskam!
A ja kocham szczury - wiesz zresztą :)
Usuńskonałam
OdpowiedzUsuńze śmiechu ;)))
Witaj.
OdpowiedzUsuńTo pierwszy mój komentarz na Twoim blogu, ale po tej historii musiałam ;-)
Też swego czasu miałam przyjemność w Alcatraz mieszkać. I też miałam przyjemność ze szczurem się tam witać, ale w dużo mniej miłych okolicznościach - w drodze pod prysznice w podziemiach - bleh ;-)
Bardzo mi miło, że się odezwałaś :)
UsuńAlkatraz to były niezłe czasy... pamiętam prysznice w podziemiach. Potem przenieśliśmy się do Babilonu na Kopińską i mieszkaliśmy jeszcze półtora roku po narodzinach Starszej - też było fajnie.
Zajrzałam do Ciebie - robisz piękne rzeczy!
Fajne wspomnienie. :)
OdpowiedzUsuńGdybym nie miała kotów, na pewno miałabym szczura. Albo dwa. Albo trzy. Albo. :)
PS. Odpowiadam na pytanie, do którego się dokopałam, Aniu: jak najbardziej mieszkam na północy Polski - niemal na styku województw pomorskiego i zachodniopomorskiego. Wciąż zimno. :( Z żółtego to, jak wspomniałam, zakwitły forsycje. Zażółcają się podbiały. I to wszystko. A przecież maj zawsze przynosił cudowne mleczowiska! One jeszcze przede mną. Tymczasem nasycam oczy połaciami zawilców, które mijam, jadąc do i z pracy. A że jest zimno, to pokwitną dłużej. To chyba jedyna korzyść.
Czy możesz dać mi swój adres mailowy? Chciałabym Cię o coś zapytać.
UsuńMój: anna_am11@yahoo.com