Jakieś dwa kilometry od wsi, moich rodziców jest mała wioska, która nazywa się Pomnik. Przez Pomnik przepływa rzeka Guber. W miejscu, gdzie kiedyś był młyn, zbudowano też tamę - po jednej stronie mostu woda była spiętrzona, głęboka i ciemna, a po drugiej najpierw przelewała się spieniona, potem tworzyła niewielkie rozlewisko, z małą plażą po obu brzegach.
Tam właśnie latem jeździliśmy się kąpać.
Na dobrą sprawę można było iść piechotą. Najpierw mijało się domy wsi, potem po prawej cmentarz, a dalej był las. Drzewa chyliły się ku sobie, niemal tworząc sklepienie; tata mówi, że nie ma drugiego takiego leśnego korytarza. W końcu rozjaśniało się, jeszcze trochę szosą w dół i już słychać było szum spadającej wody i pokrzykiwanie rozbawionych dzieci.
Gdy byłam całkiem mała, czasem jeździliśmy motocyklem - siedziałam wtedy wciśnięta między tatę i mamę, a za nami biegł nasz pies Huckelbery, nazywany Hakiem. Potem przesiedliśmy się do samochodu syrena 105 pomalowanego na żółto.
Trzeba było zabrać opalacze, koce, ręczniki, czasem dmuchany materac. I poszukać dobrego miejsca, bo te na piasku, blisko wody na ogół były zajęte.
- Aniu, czy woda nie jest za zimna? - mamie wydawało się, że zawsze jest za zimna.
Ale ja wchodziłam, centymetr po centymetrze, bo nigdy nie miałam odwagi zanurzyć się od razu.
Rzeka po tej stronie mostu była płytka z wyjątkiem miejsca pod samym spiętrzeniem.
Na początku bałam się bulgoczących, spienionych grzyw oraz tego, że stracę grunt pod nogami. W końcu jednak odważyłam się dojść po słupkach na betonowy brzeg tamy, gdzie z trudem dało się utrzymać na nogach, a rwąca woda na łydkach wydawała się aż gorąca. Wtedy trzeba było rzucić się do tyłu, na plecy, nie patrząc.
Czułam tylko, że nurt niesie mnie lekko.
Nad otchłanią.
czy to miesjce wciąż funkcjonuje? bardzo bym chciała się tam kiedyś rzucić w otchłań!
OdpowiedzUsuńTak, funkcjonuje. Ale podobno woda jest brudna.
Usuńszkoda.
UsuńTak. Ale co ciekawe, okazało się po latach, że ten most był przez cały czas zaminowany!
UsuńAniu:**
OdpowiedzUsuń:***
UsuńSyrena 105 - to były czasy!
OdpowiedzUsuńNiech Cię nurt niesie.
Nad każdą otchłanią.
Dziękuję :*
UsuńAniu :***
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTak często nam się wydaje, że mamy swoje życie pod kontrolą ...
Cóż może nas lepszego spotkać niż zaufanie do nurtu
Słabo się uczę z przedmiotu "zaufanie do nurtu" :)
UsuńAle wiem, że to jest dobre.
Zapamiętałaś to wszystko bardzo dokładnie. W tej burzliwej wodzie wychowało (wykąpało) się wiele pokoleń. Ogromne to szczęście, że jakoś nikt się nie utopił. Ten rwący, burzliwy nurt był bardzo jednak niebezpieczny. Ale to opowieść raczej nie wigilijna. Pamiętasz zapewne nasze zimowe zabawy, choćby zjeżdżanie na byle czym z górki pałacowej. Nasz pies Huckelberry zawsze brał udział we wszystkim. Pamiętam ten gwar i radosne piski dzieci. Dzisiaj te miejsca są puste i ciche. A gdzie są dzieci? Ano są i przeżywają swoje przygody tylko, że wirtualnie. Smutne.
OdpowiedzUsuńPewnie że pamiętam, Tato.
UsuńA nie jest to opowieść wigilijna, bo mi smutno przy chorej kotce - sam wiesz, jak jest. Takie ciepłe, niezimowe wspomnienia jakoś mnie utulają.
:***
OdpowiedzUsuńBasiu :***
Usuń...też mam podobne wspomnienia i uwielbiam pływać...
OdpowiedzUsuń