Jakieś dziesięć lat temu. Po obronie doktoratu.
Po długich latach zmagań, porywów i załamań, kiedy na przykład utknęłam w ostatnim rozdziale i długo nie mogłam zrobić tego ostatniego skoku, do zakończenia, do mety. Po niepewności, czy nie spalę się z emocji przed komisją i salą pełną ludzi, wygłaszając - z głowy, nie z kartki - autoreferat. Po powrocie do domu, z naręczem kwiatów.
I nie - to jeszcze nie był ten moment.
Parę godzin później, w łóżku, w ciemną noc, z laptopem na kolanach, kończę pracę zleconą dla wydawnictwa. Wypełniam numerami indeks, zwykła mechaniczna czynność, nie pamiętam już, do jakiej książki.
I wtedy właśnie to poczułam.
Bycie całą sobą w tu i teraz. Robiłam indeks i wiedziałam, że robię indeks. Z każdą wpisywaną cyferką po prostu wpisywałam cyferkę. Naciśnięcie klawisza było... naciśnięciem klawisza. Nie myślałam, naciskając, że muszę się śpieszyć, bo właściwie powinnam robić coś innego. Już być dalej, w innym miejscu, ciągle ścigana czymś niedokończonym, ważniejszym, a więc szybko, szybko.
Chwila była tym, czym była, i nie chciała być niczym więcej.
Być może wstałam, być może napiłam się wody. Być może poczułam ją w ustach.
Jaki inspirujący post.
OdpowiedzUsuńDziś właśnie, w moje urodziny, zastanawiam się nad podobną kwestią.
Tylko, niestety, w moim przypadku nie ma tych pozytywnych konkluzji.
Czy jeszcze nie za późno dla mnie? Za późno, bez wątpienia za późno.
Errato - życzę CI spełnienia.
UsuńW moim poście chciałam powiedzieć - może to za słabo wybrzmiało - że spełnionym tylko się bywa i że to są chwile. I chodziło mi o te chwilę, gdy już nie musiałam się spinać, lecz być cała w tym, co robię, i w niczym więcej. Nic więcej nie chcieć od danej chwili niż to, by była tym, czym jest, bez metafizycznego "długu", że powinna być czymś innym. na takie spełnienie chyba nigdy nie jest za późno?
Errato!
Usuństo lat!
sto lat!!
Errato, sto lat w najlepszej kondycji i zadowoleniu :)
UsuńAniu, dla mnie to chwile najwyższego szczęścia mimo, że nie ma w nich gorących emocji i uniesień o wysokiej tonacji. Poczucie spełnienia - właśnie tak, bycie sobą na swoim miejscu. Bez niedosytu, tęsknoty za czymś innym, pragnienia bycia kimś innym, w całkiem innym życiu.
OdpowiedzUsuńNa szczęście znam te chwile, na szczęście wiem jakie to uczucie. Znam je z sytuacji, które trudno by było skojarzyć ze "spełnieniem", z sytuacji gdy ego milczy, nie porównując się z nikim i niczym, do niczego nie dążąc.
Do Erraty - te chwile są dostępne wszystkim i nigdy nie jest na nie za późno. Najtrudniej jest perfekcjonistom, osobom z wielkim głodem ambicji i osobom nieustannie porównującym się z innymi. One też je znają, tylko wydaje im się, że to tylko wstęp do czegoś większego ...
To było cudowne uczucie, mimo zmęczenia, późnej pory. Nauczyło mnie też zwracać uwagę na takie rzeczy, Korzystać z takich momentów, stanów.
Usuńojej
OdpowiedzUsuńto spełnienie
to chyba cos takiego, że nie czekamy z niecierpliwościa na następną minutę naszego życia
dobrze interpretuję?
Chyba dobrze :)
Usuń:***
To jest dokładnie TO. Poczułam to kiedyś przy krojeniu pieczarek (wiem, że to brzmi mało intelektualnie). Idealnie to ujęłaś. Się jest mistrzynią słowa, to się jest!
OdpowiedzUsuńPieczarki są dostatecznie intelektualne :)
UsuńDziękuję, Ori.
Dla mnie takie chwile są najważniejsze. Prawdziwe.
OdpowiedzUsuńbez nich chyba nie ma poczucia, że się naprawdę jest...
UsuńKocham przekładać teksty literackie. Cała się w nich zatapiam i zatracam. Nie wiem, czy to spełnienie, ale jeśli trafię na dobry tekst i znajduję w sobie właściwe słowa, nie istnieje nic więcej w tym momencie.
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne Hano, po prostu cudowne!
UsuńCzy to jest kwestia gatunkowa, homo sapiens, że umiemy czuć cudowność? Jeśli tak - to dzięki, cudowna naturo! Ale może każdy gatunek po swojemu czuje to, tak jak mu trzeba i wystarczy? A może to sprawka tatowego wina?
Wierzę, że każdy gatunek czuje szczęście po swojemu - widzę to w oczach Wałka, Frodo, Grażynki i Czajnika. Wałek nawet wyraźnie uśmiecha się (autentycznie szczerzy zęby!) w stanach wielkiej szczęśliwości. Co do reszty stworzenia nie wiem, ale dżdżownica też chyba lubi tłustą, czarną ziemię jako szczyt swego szczęścia? Jakoś to czuje, bo wtedy od razu wie, co robić!
OdpowiedzUsuńTatowe wino jest tu wszak nie od rzeczy:)))
Tak... każdy gatunek pewnie czuje, a my po prostu nie mamy sposobu, coby to zarejestrować. Czuje ów gatunek to, co mu najbardziej właściwe. A my se myślimy, kurcze, że nasz system nerwowy najwyższy jest. A on najwyższy, owszem, w naszym własnym kontekście ludzkiem jest. No bo co taka dźownica dajmy na to miałaby robić wew korporacji przed dajmy na to komputrem? A co my dajmy na to wew korytarzu wew glebie? No może tyle, że my możemy sobie taką ewentualność wyobrazić, a dżownica nie? Ale właściwie skąd wiemy? Może ona sobie może wyobrazić coś, na co nam brakuje zwojów? Albo w ogóle ma coś innego niż wyobraźnia? Czego my - rozumie się - nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić? Ech, cudowny świat. Choć zapewne wino tatowe ma coś na rzeczy w poszerzaniu horyzontów?
UsuńWino tatowe poszerza niewątpliwie i nie tylko tatowe. Ognio od zawsze ma teorię, że nie jesteśmy we wszechświecie jedyni, bo niby dlaczego miałoby tak być? Że może jesteśmy jak te mrówki, które ktoś dla widzimisię, czy po prostu przypadkiem przewróci, potrąci, przydepnie? I że te samochody lądujące w rowie, albo ni z gruchy zmieniające pas ruchu to efekt roztargnienia, albo i celowego działania jakiejś siły dla nas niewidocznej? I te spadające samoloty i tonące statki także samo?
OdpowiedzUsuńTo jest całkiem możliwe. Z wszelkich metafizyk najbardziej prawdopodobna wydawała mi się zawsze ta, że ktoś/coś zabawia się nami... Założenie, że to wszystko sobie samo i całkiem przez przypadek - to jak dla mnie najlepsza z możliwych opcji. Ale wiesz - zawsze mogę się mylić i we wszystkim, bo niby czemu nie?
UsuńWypiłam wino do dna i nie będę otwierać następnej butelki.
Ale jest dobrze, wiesz?
Jest dobrze.
Wyznaję teorię jak Ognio. Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy być jedyni oraz lubię wierzyć, że wszystko ma cel, nawet jak tego nie dostrzegamy.
UsuńNatomiast, gdy widzę bawiącego się Buddiego (nasz czworonożny), to nie mam wątpliwości, że on jest całkowicie zatracony w CHWILI.