- Chodźmy do domu - mówi Lu. - Nie lubię, jak jest ciemno.
- Ale dopiero wyszłyśmy - upieram się. - O! słyszysz? Grają cyk-cyki.
Lu nie poczuła się przekonana, ja zaś zadumałam się. Skąd się wzięło to słowo? Konik polny, świerszcz, to tak... Ale cyk-cyki wyskoczyły niespodziewanie, urodziły się gdzieś w psio-ludzkiej sferze naszej wspólnej Lu-Aniowej podświadomości.
A więc - rozgałęziamy się obie. Ku sobie, nawzajem.
I dogadujecie się cudnie :)
OdpowiedzUsuńAle czasem różnimy się w poglądach na różne sprawy ;)
UsuńLu zastanawia mnie bardzo... przypomina mi mą suczkę, którą miałam w Polsce i chyba jest totalnym przeciwieństwem mego obecnego czworonoga Buddiego. Buddy lubi /kocha namiętnie/ wszelkie żyjące stworzenia, od człowieka po mrówkę, z ogromną nadzieją, źe kiedyś dogoni zająca będąc na smyczy.
OdpowiedzUsuńPo dzisiejszym poście nachodzi mnke refleksja, czy Buddy byłby w stanie pokazać piękno przestrzeni, przyrody, latających owadów i innych podobnych kuzynce Lu.
Ot, takie myśli do głowy mi przychodzą, zamiast myśleć o cyk-cykach :))
Myślę, że to możliwe - zwierzęta przekazują sobie informacje, zwłaszcza w ramach tego samego gatunku. Lu jest dość lękliwa i zastanawiam się, co mogłam zrobić lepiej w jej wychowaniu...
UsuńBardzo ładnie wymyśliłyście te cyk-cyki. :)
OdpowiedzUsuńTrochę tak, jakbym rozmawiała z małym dzieckiem :)
UsuńMam tak samo! Nowe słowa specjalnie dla zwierząt, w ramach Przepływu i Rozgałęziania.
OdpowiedzUsuńNa początku przeczytałam cyk-cycki:)
Chętnie poznam Słowa Stworzone dla Kóz... To fascynujące.
UsuńA "cyk-cycki" urocze :)