Krewetki w pomidorach, z czosnkiem. I z ryżem.
Mój tydzień obiadowy, więc tak. Prosto z pociągu do wydawnictwa po wydruk, potem po mrożone wyżej wzmiankowane.
I mam ochotę wyrzucić z pokoju połowę mebli. I ciuchów. Bo wszędzie dobrze, ale w domu... największy bałagan. Mam wrażenie, że pobyt w uczelnianym pokoju gościnnym, gdzie wszystkie swoje rzeczy mogę spakować w pięć minut, daje mi rodzaj nowej perspektywy. Także wewnętrznej. Oczywiście tam też potrafię nabałaganić, ale to jest odwracalne.
Mam teraz podobne spostrzeżenia :)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że nabałaganić potrafię na zawołanie.
Czasem mi się wydaje, że bałagany miewają punkt krytyczny - jak się go przekroczy, to już się nie da sprzątnąć :)
UsuńWywalaj, ulży Ci.
OdpowiedzUsuńMoże, może :)
UsuńNa pewno!!! Ulży!!!
UsuńTo ja, pedantka.
OdpowiedzUsuńWłaścicielka ubrań składanych w kosteczki.
Umiem bałaganić tylko w hotelach ;)np. zostawić na drążku tutkę po papierze toaletowym.
Tutkę?!
UsuńTo straszne!
:)
Tutka mną wstrząsnęła do głębi jestestwa.
OdpowiedzUsuń:)
Usuńostatnio kompulsywnie porządkuję swoje otoczenie... czasem trzeba... żeby ni zwariować....
OdpowiedzUsuń:******
:***
UsuńJa nawet nie mam jak - bo albo jestem w Bytomiu, albo się przygotowuję, albo redaguję, wczoraj nawet drogę w pociągu pracowałam... Tu w domu to aby dało się przejść i było co na siebie włożyć. Ale dobrze mi ostatnio :) mam więcej energii, więc może i przyniosę trochę porządku domowi :-)))
Ja jestem już blisko wyczyszczenia swojej szafy bo ciężko się żyje w tym nadmiarze.
OdpowiedzUsuńTak, ciężko... u mnie jest też problem z szufladami pełnymi "absolutnie-nieprzydasiów". Nie wiadomo, czyje, do czego i czy działa.
Usuń