Coś mignęło i zamiast liter pojawiły się wyłącznie puste kwadraciki i chińskie znaczki. We wszystkich otwartych plikach. Potem pojawił się komunikat, że mam zwolnić miejsce na dysku C.
Zwolniłam - nic nie pomogło.
Pomyślałam, że jeśli taki ma być efekt mojej żmudnej pracy, to się poddaję.
Wychodzę i idę przed siebie, jak długo się da. Nic mnie nie będzie już obchodzić, nic.
Koniec, Fine, The end.
Może dojdę do Paryża i tam będę się żywić w kuchni dla bezdomnych.
Albo nie dojdę.
Ale uspokoiłam oddech.
I odzyskałam pliki.
A teraz po prostu siedzę i płaczę.
Nie płacz.
OdpowiedzUsuńJuż przestałam...
UsuńAniu, to tylko złośliwość rzeczy martwych! Czasem tak bywa, nie upadaj na duchu!
OdpowiedzUsuńStaram się nie obrażać na rzeczy... Ale gdybym nie odzyskała plików, już bym chyba nie dała rady zacząć od nowa, a na pewno - zdążyć...
UsuńBrawo TY!
OdpowiedzUsuńOdzyskałas,
szkoda tylko podróży do Paryża:)
Tak, ta "opcja paryska" była kusząca... :)
UsuńMoze ten Paryz jest dobry na wszystko, jezeli mi sie zdarzy to tez postanowie isc do Paryza na zupe do bezdomnych...
OdpowiedzUsuńMożemy razem.
Usuńbardzo chetnie, w Paryzu daja swietna zupe cebulowa z grzankami
UsuńKuszące!
Usuńbaaaardzo!
UsuńPłacz czasem odpręża, ciekawe jak długo byś szła.
OdpowiedzUsuńW zasadzie wszystko jedno ;)
UsuńOmatko. Kup dysk zewnętrzny.
OdpowiedzUsuńTym razem nic by to nie dało - nawet jak bym tam miała kopie, to chodziło o poprawki, które wprowadzałam kilka dni. Całe mnóstwo.
UsuńSerce mi się ściska. Ale rozumiem Cię. Mam podobnie, kiedy jestem bezradna w zetknięciu z bezlitosną maszynerią.
OdpowiedzUsuńTo chyba był wirus, bo rano zastałam informację, że Norton znalazł i usunął zagrożenie...
UsuńUfff . O matko, aż mię w dołku ścisnęło. Dobrze wiem, co znaczy stracić na ament robotę z kilkunastu dni. Do dziś dziwię sama sobie, że udało mi się SPOKOJNIE ! odtworzyć. Jeszcze teraz dreszcz po plecach lata w tę i nazad :)
OdpowiedzUsuńTak, to okropne. Poczułam... rozpacz. Zwłaszcza, że już nie było czasu.
UsuńZamarłam... Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło! A do Paryża idź (lub leć) w wolnej chwili. Żeby odpocząć i nacieszyć oczy innymi widokami.
OdpowiedzUsuńKiedyś może pojadę. Mało bywam w dalekim świecie :)
UsuńCałe szczęście, że udało się odzyskać!
OdpowiedzUsuńMoże pora na nowy komputer, albo gruntowne oczyszczenie obecnego?
pewnie tak, komputer trzeszczy w szwach...
UsuńDoskonale rozumiem, ważne ze dobrze się skończyło:)
OdpowiedzUsuńTak- bo nie bardzo wiem, jak bym sobie poradziła...
UsuńCzasem dobrze sobie popłakać. To przynosi ulge i człowiek sie resetuje...
OdpowiedzUsuńTak. tu akurat chybardzo był efekt odpływu adrenaliny.
UsuńA może to było takie dyskretne przypomnienie od losu, żebyś robiła kopie i choćby wysyłała je do jakiejś zewnętrznej skrzynki? ;-)
OdpowiedzUsuńWiem, co mówię. Też pracuję "w komputerze" i nie raz musiałam sobie na głos przypominać, że należy głęboko oddychać, gdy po krótkim zawieszeniu komputera znikała wielogodzinna praca... :-)
Ściskam,
Kalina
Tak, w końcu będę musiała. I przesyłać doń chyba pliki co godzina, z kolejnych etapów pracy :)
UsuńNie lubie Paryza wiec wspolczulam podwojnie. ;)
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wiem, czy lubię, bo nie byłam. Trzeba więc sprawdzić :)
Usuńja też
OdpowiedzUsuń