Dlaczego tak bardzo się trzymam momentów klęsk i upokorzeń?
Do czego potrzebna mi pamięć o tym? Na przykład o prześladujących mnie rówieśnikach z podstawówki. Był taki rok, siódma klasa.
Dawno i nieważne. Ważne? Czy może stać się nieważne?
Czy jest raczej jak niezmywalny tatuaż, który wyłania się zza koszulki przy nieostrożnym ruchu?
Czy wciąż mnie rysuje, pisze mnie?
Moja decyzja, co z tym zrobię? Moja?
Momenty dobre, mocne siłą, szczęśliwe - wypuszczam z dłoni lekko jak mokrą linę rzuconą z łodzi ratunkowej.
Wzmocnić chwyt. Pomóc sobie zębami, jeśli trzeba?
Aniu jestem za wzmocnieniem uchwytu, a jak trzeba to należy użyć zębów, aby przytrzymać! :)
OdpowiedzUsuńŻycie każdego jest słodko gorzkie.
Uważam, że to nie jest tak, że jedni mają w życiu więcej szczęścia, a inni mniej. Mnie się wydaje, a właściwie jestem tego prawie pewna, że są ludzie, którzy chwytają i rozdmuchują sobie każdą iskierkę dobra które je spotka, a są tacy, którzy przegapiają, albo uważają, że takie małe to nie zasługuje na uwagę.
Mario, ja dostrzegam, zachwycam się, do bólu aż. Ale to się nie kumuluje. Jakbym nie miała jakiegoś enzymu, który pomógłby je przyswoić.
UsuńTez zbyt latwo wypuszczam z dloni te momenty dobre, a niepotrzebnie wracam do tego, co zle, co bolalo (i nadal boli). Wiem, ze zle robie, ale tak juz mam:(
OdpowiedzUsuńStaram się właśnie to zmienić. Pracuje nad tym :)
UsuńMoże ma to cos wspólnego z syndromem ofiary? Jakoś łatwiej utożsamić sie z tymi przykrymi momentami, jakby te dobre się nie należały, Jakby się tylko sniły...?
OdpowiedzUsuńTak chyba właśnie jest. Chcę to to zmienić.
UsuńTrzymaj Aniu mocno!
OdpowiedzUsuńZębami też nie zawadzi!
:**
cały czas się staram - ale różnie wychodzi.
UsuńAniu, tez miałam takie wspomnienia, że tylko zęby w ścianę wbić i wyć. Udało mi się je przerobić w najrozmaitszy sposób. Czasem wracałam tam jako już dorosła i po prostu ochrzaniałam lub tłukłam krzywdziciela, a mnie samą przytulałam i mówiłam, że właśnie jestem dobra i wartościowa. Czasem pisałam listy do ludzi, którzy mnie skrzywdzili, a potem odpisywałam w ich imieniu z przeprosinami, wyjaśnieniami i kajaniem się.Odczytywałam je głosno i paliłam. A były to duże krzywdy, na pograniczu utraty życia czy zdrowia. Na początku ciężko było,wszystkie bariery puściły i zastałe, gnijące emocje wylały się rzeką, ale teraz mam spokój. Wspomnienia ciągle są, ale nie ma emocji. Zrobiłam się bardzo silna i łatwiej mi cieszyć się dobrymi rzeczami. Bo zrobiło się na nie miejsce...
OdpowiedzUsuńMiałaś pewnie znacznie gorzej niż ja. W moim przypadku była to przemoc psychiczna... Choć oczywiście zostało to we mnie w pewnym sensie na zawsze. Doszłam do wniosku, że cały czas mnie to definiuje jakoś i ze bardzo trzeba to zmienić. działam w tym kierunku...
UsuńDobrymi rzeczami zawsze się mocno cieszę, ale to odczucie jakby przepływa. Trochę, jakbym nie zasługiwała.
Tego nie można mierzyć gorzej czy lepiej. U mnie też głównie chodzi o przemoc psychiczną, ale ona może być okropnie destrukcyjna. Myślę, że u ciebie po prostu nie ma miejsca na dobre emocje, bo te stare, złe, blokują całość. dlatego opisałam kilka sposobów, jak je wyrzucić i zrobić porządek. Podziękować im, tym starym, i wyrzucić raz na zawsze. Bo zasługujesz na same dobre, jak każdy człowiek.
Usuń