to się dzieje gdzieś w połowie drogi.
w przepisaniu na sen - to moment, od którego historia jest zapamiętana.
gdzieś pod spodem jest poczucie absolutnej akceptacji i absolutnego wtulenia.
ktoś mnie tam kocha.
potem zaczynam czuć granicę, gdzie sen zahacza o świadomość, i od tego momentu wiem, że musi być inaczej; że zostanę odrzucona.
gdy tak się już staje, zaczynam się budzić.
to taka klisza, choć aktorzy na niej się zmieniają.
poczułam dziś mocno, że to zawsze jestem ja sama.
ja sama - z podziałem na role.
rozpoznanie jest chyba optymistyczne.
muszę tylko zaufać tej Ani M., która kocha Anię M.
Ciekawy sen... nie sen... Ciekawe, że ten temat i u Ciebie i u mnie... :)... Widać coś jest na rzeczy.
OdpowiedzUsuńTo powtarzający się sen, powtarzające się odczucie. To jednocześnie chyba szansa na zrozumienie, że ja sama to robię...
Usuńciekawe, ze tak trudno nam pokochac bezwarunkowo samych siebie...
OdpowiedzUsuńTo jest zapisane gdzieś w jakichś dawnych doświadczeniach. Przeczytałam kiedyś, że to brak tzw. "daru życia", czyli czegoś,l co dostaje się we wczesnym okresie życia. To bywa niczyja wina - tak się czasem dzieje. Nikt nie może komuś dać czegoś, czego sam ma mało.
Usuńcoś w tym może być....
UsuńNajtrudniej.
OdpowiedzUsuńTak, często tak jest.
Usuń