Kubek po kawie na biurku.
Nie chce mi się wierzyć, że wyjechałam zaledwie wczoraj. Bytom jest tak esencjonalny w swej intensywności. Już same zajęcia ze studentami by wystarczyły, a tu jeszcze w Katowicach spotkanie z autorem jednego z planowanych tomów Tangere. Jeszcze wieczorem praca redakcyjna i potem głęboki sen pełen snów.
Rano znowu zajęcia, obiad w Katowicach, zaczytany pociąg. I te obrazy za oknami - domki, domki, domki - każdy ze swoim dymem. Skraje lasu... Nagłe napływy dawnych i niedawnych zdarzeń.
A wczoraj przecież wstałam wcześniej niż zwykle - chciałam spokoju, chciałam powoli.
I tak nagle zorientowałam się, że nie zdążę umyć kubeczka.
Ale wyczuwam samo dobro w tym pospiechu. :)
OdpowiedzUsuńZ nutką melancholii jednak... :)
UsuńKubeczek wybaczy...
OdpowiedzUsuńCóż - zdarza mu się ;)
Usuńech, te zmywarki:)))
OdpowiedzUsuńNie znam żadnej osobiście :)
Usuńmoże czas na nawiązanie bliskiej więzi???
Usuńto rzecz do przemyślenia :)
UsuńAnia, ja zauważyłam, że wstaję coraz wcześniej, a i tak zostawiam brudne kubeczki:) Niedługo wakacje i będziesz miała wolne od studentów. Wszystko zwolni. Mam nadzieję:)
OdpowiedzUsuńNastępny tydzień będzie jeszcze bardziej intensywny - od poniedziałku do czwartku. Ale w ogólności racja, wakacje...
Usuńno, a jednak... zauważyłaś mijanie, a to przecież wystarczy... i jak poetycko...
OdpowiedzUsuńostatnio warstwy czasu przenikają mi się...
Usuń