Dzień kroplówkowy po dwóch dniach przerwy, zapobiegawczo.
Sama musiałam przygotować.
i doznałam swej dyspraksji w najbardziej okazałym wydaniu.
Słabo leci, kot ucieka, tu się leje, tam strącam gazety, zapominam ręcznika, wypada mi, ręce się trzęsą, naciskam, wylewam.
No o czym że myślę, jak robię, o czym, czego leję i panikuję.
Przecież już robiłam!
No, nasłuchałam się.
A to nie pomaga, ani trochę.
Pomogła zmiana igły. Kroplówce pomogła i kotce.
I parę zdjęć drobnych poszłam zrobić, takich upalnych.
Aniu, Ty jesteś bardzo dzielna! Zastrzyki, kroplówka.
OdpowiedzUsuńCzasem myślę, że tak jest, ale tę myśl łatwo złamać...
UsuńDwa ostatnie jak namalowane olejną...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście :)
Usuńdobranoc, Kocia Siostro x
OdpowiedzUsuńI dzień dobry :*
UsuńNigdy nie robiłam kroplówki. Bałabym się.
OdpowiedzUsuńDla mnie jesteś bohaterką.
To skomplikowane, bo pojawiają się jakieś atawizmy. Lęk przed przekroczeniem bariery skóry, granicy między wnętrzem a zewnętrzem ciała. I paradoksalnie może u zwierzęcia bardziej, bo tu występujemy w roli "małego boga". Boli mnie to jakoś.
UsuńAniu, świetnie sobie poradziłaś, o!
OdpowiedzUsuńI żadne tam o czymże o czym.
:**
Żadne, żadne, ale swoje wysłuchać muszę ;)
UsuńDzielna jesteś, kiss Aniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńPomyśl, że u weta miałybyście stres obie, a tak tylko Ty...
OdpowiedzUsuńPodawałam kroplówki mojemu psu - też wydawało mi się, że nie dam rady! Ale jeśli trzeba, człowiek zrobi wszystko.
Trochę się oczywiście i kotka stresowała, ale właśnie bardzo chcę jej oszczędzić kliniki, bo tam to już ona okropnie się denerwuje.
Usuń