Dopiero na spacerze z Lu, z aparatem w ręku, zauważyłam, że gdy plasterek pomidora spadł mi na jasne spodnie, nie pozostało to bez konsekwencji. Bo cóż tam plamy na kolanach, te od klęczenia w trawie... I rozpadające się klapki. I włosy w gumce, więc byle jak zgarnięte.
Usiadłam na pokrywie od studzienki, bo co tam.
I widok miałam o taki.
I tego się trzymaj. Twoje widoki są najważniejsze. A widok na klapki i poplamione spodnie mają inni. Ich problem:))).
OdpowiedzUsuńO! O tym nie pomyślałam :)
UsuńNiech się wstydzi, ten co widzi!
OdpowiedzUsuńDobra myśl :)
UsuńTrzymam się jej całe życie:)
UsuńKlapa musiała być gorąca!
OdpowiedzUsuńByła w półcieniu, więc zaledwie przyjemnie ciepła :)
UsuńAle o ci chodzi?
OdpowiedzUsuńKto to widzi?
Pomarańczowoczerwona plama na udach źle wyglądała ;)
UsuńNo i w ostatnich dniach jakoś zaniedbałam siebie, mieszkanie.
Myślenie tunelowe.
Zaczęłam to widzieć, to już coś...
oj tam, oj tam. jak komu przeszkadza, niech nie patrzy. Do sprzątania i innych przyziemnych czynności też potrzebne jest natchnienie :)
OdpowiedzUsuń