Na zajęciach z teatru i dramatu oglądałam ze studentami Lawę - opowieść o "Dziadach" w reżyserii Tadeusza Konwickiego.
W dużej zaciemnionej sali, z laptopa, przez projektor, na ekran.
Wśród cmentarzy, kibitek, więziennych cel
przebitki scen ze współczesności przebiły mi skórę
na ramionach.
Otuliłam się kurtką, ale to nic nie dało.
A studenci? Ciekawi mnie, czy i na nich też tak podziałało?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Może nie niektórych. Mamy o tym rozmawiać w przyszły poniedziałek. I w ogóle o dramacie romantycznym, o adaptacjach...
UsuńCiekawam. Dla nich ten świat odległy jest o lata świetlne.
OdpowiedzUsuńTak, te przebitki ze współczesności to czasy, kiedy jeszcze nie było ich na świecie...
UsuńKurtka nie pomoże, musisz otulić się wewnętrznym spokojem i światłem.
OdpowiedzUsuńAniu, przepraszam! Najpierw chcę nazywać kurki, a potem nic nie mogę wymyślić, bo mam głowę zajętą czymś innym. :( Chyba znów trzeba liczyć na Hanę, jako na mistrzynię wymyślania imion.
Gosianeczko, nie przejmuj się, kurki mogą poczekać, im się nie śpieszy:)
UsuńA doświadczenie z "Lawą" miało w sobie coś pozytywnego, mimo wszystko. Choć jeszcze długo było mi jakoś zimno...
Lubię Konwickiego w roli reżysera. On ma taki rodzaj przenikliwości, jakby widział widział przez ściany i przez warstwy historii.
Tak, od wspomnień młodości się drży.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, ale... mam wrażenie, że była tak jeszcze jakaś inna nitka, ciągnąca głębiej...
UsuńTo muszą być niesamowite dyskusje :)
OdpowiedzUsuńAż zapragnęłam podobnych przeżyć!
:)
Cóż, mam nadzieję, że to wszystko dobrze się rozwinie:)
UsuńMyślę, że oprócz wiedzy przekażesz im sporo wrażliwości.
OdpowiedzUsuńO tym nic jeszcze nie mogę wiedzieć...
Usuńjestem ostrożna w prognozach:)