O 6.20 obudził mnie koncert.
Nie to, że coś ćwierkało. Ta skomplikowana linia melodyczna, to bogactwo brzmienia!
I tak blisko.
Wyrwana ze snu podniosłam się do okna, a on, Kos, siedział na gałęzi modrzewia jakieś dwa metry ode mnie.
Wszystkiego najlepszego, życie.
W moim ogrodzie zadomowiła się parka kosów, są ze mną już dwa lata :)
OdpowiedzUsuńCudownie! To masz koncerty! I możesz poobserwować:)
Usuńufff
OdpowiedzUsuńdziś zrozumiałam każde słowo :PPP
To może mi jeszcze powiedz, o czym on tak śpiewał, co? :DDD
Usuńnie mówiłam, że rozumiem sens, tylko, że słowa :PP
UsuńTak mi się wydaje, że on wyznawał miłość...
Usuńrybcia, Ty znasz tyle języków, że nie udawaj, tylko tłumacz:)
Usuńkosy lubię:)
:)
UsuńWszystkiego!
OdpowiedzUsuńTez mam kosa w ogrodzie,pięknie umilał nam czas w weekend:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ptaki. Obserwować i słuchać. Nie mam ogrodu, ale tu i tak jest ich bardzo dużo...
Usuńuwielbiam kosy. tak śmiesznie podskakują. żywotne stworzenia - zawsze dodają mi animuszu!
OdpowiedzUsuńTen konkretny tak właśnie zrobił.
UsuńWyciągnął mnie z łóżka o 6.20, a to jest wyczyn:)
Jak pięknie!
OdpowiedzUsuńTo w ogóle piękny dzień miał być, tak chciałam. I był:)
UsuńMimo niepięknych szczegółów...
Ze mnie niestety taka ignorantka, ze gdy mnie ptaki probuja budzic nad ranem to z trzaskiem zamykam okno. :P Wole wieczorne trele. :)
OdpowiedzUsuńSłowiki śpiewają wieczorami, w maju. A ja kiedyś w dzieciństwie, wybrałam się z tatą o czwartej nad ranem, żeby zobaczyć je z bliska:)
UsuńHm, no i jak się ma taki kos do moich żurawich wrzaskunów porannych... :)
OdpowiedzUsuńPS. Bardzo trzymałam kciuki za Twoją licytację u Dzikich Kur. Konkretnie za a. z k. (tak tajemniczo, bo nie wiem, czy nie zdradzam jakiejś niespodzianki na ten przykład). Ażem zadrżała, gdy i Amelia się do przedmiotu... przymilała już po licytacji. Uff! Choć przecież jej źle nie życzę. Ech, życie!
:**
No, udało się:)
UsuńTak się cieszę!
Ciekawy blog. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń