Smętne zamyślenia spychają mnie w dół, tak że przykryłabym się kołdrą, kocem i zasnęła. Odpłynęłabym gdzieś.
Z jedną z grup trudno mi się pracuje, zajęcia z nią stresują mnie bardzo. Od tych zajęć w październiku zaczęłam i może dlatego, że były pierwsze, czułam się bardzo spięta. Potem... było różnie, ale w pewnym momencie okazało się, że nie spełniam ich oczekiwań.
Zmieniłam trochę formułę. Ale choć jestem przygotowana, słowa czasem więzną mi gdzieś w drodze do głosu. Bywa, że coś mnie blokuje. Wszystko wychodzi o wiele gorzej, niż mogłoby. Mogłoby bardzo dobrze, a wychodzi kiepsko. Wczoraj znowu dość mocno to poczułam. A przecież chodzi o zajęcia z przedmiotu, który jest dla mnie wyjątkowo ważny.
To we mnie jest problem. Mój stres nie musi nikogo obchodzić. mam być dobra, w tym co robię, i już.
Strasznie mi szkoda, bo to fajne, twórcze dzieciaki.
Nie wiem, czy się nadaję. To, że z innymi grupami czuję się dobrze, to żadne usprawiedliwienie, bo wszystkie zajęcia są równie istotne. To studenci są najważniejsi, to oni się liczą, to dla nich jest uczelnia i wszystko, co się z nią wiąże.
Przygnębia mnie ta sytuacja i dodatkowo rozlewa się, tworząc poczucie ogólnej beznadziejności. Beznadziejności mnie. Smutki są czepliwe - jeden przyciąga kolejne.
Zobaczę, co będzie jutro. Jak zawsze sądzę, że świat jest piękny.
Ponoć jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Stawiasz sobie nierealne wymagania, pokaż mi choćby jednego człowieka na tym świecie, który odpowiada oczekiwaniom wszystkich. Nawet sam Bóg ze swoją Boską mocą wszystkich nie zadowolił, więc się dalej nie katuj.
OdpowiedzUsuńRealne wymagania sobie stawiam. Ale tu tak się jakoś zakręciło.
UsuńSkoro nadal uważasz, że świat jest piękny to jest w nim miejsce na coś co nie do końca satysfakcjonuje.
OdpowiedzUsuńMyślę, że gdybyś potrafiła to zaakceptować, to zaraz blokada na zajęciach by przeszła. Wiem, że to trudne ale....trochę sobie odpuść.
Świat jest piękny, nawet jeśli ja jestem beznadziejna.
UsuńTo tak działa w moi przypadku - w świat nie zwątpię, najwyżej w siebie :)
Nigdy nie obejrzałam tego filmu od początku do końca, a dzisiaj znowu jakiś fragment, "Uśmiech Mony Lizy" z Julią Roberts. Bohaterka siłuje się psychicznie ze studentami. Jest rewelacyjna w tym co robi, ale jest grupa która tego nie kupuje. Tylko broń Boże nie myśl, że jesteś beznadziejna. Gdzieś jest ta droga którą do nich dotrzesz.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że tak będzie. Czuję, że muszę najpierw coś przepracować w sobie, coś przełamać albo przekroczyć.
UsuńAnia, jesteś naprawdę fajna. To, że traktujesz te "nieudane" zajęcia tak osobiście, bardzo mnie ujmuje. Trzymam kciuki za Ciebie i Twoich studentów - znajdźcie drogę. Ślę uśmiechy:))))) ŻonaMietka
OdpowiedzUsuńJa chyba... traktuję osobiście wszystko, co robię.
UsuńDziękuję ZonoMietka za miłe słowa.
Na wszystkich blogach ostatnio smutek.....:(
OdpowiedzUsuńmartwi mnie to
Będzie lepiej. Jak zawsze.
UsuńTo, co napisałaś, świadczy o tym, że jesteś bardzo świadomym, mądrym i dobrym nauczycielem. Studenci są ważni. Ci mają szczęście, że trafili na Ciebie.
OdpowiedzUsuńJeśli będę dalej tam pracować, to spotkam ich ponownie na kolejnych latach. Czuję, że muszę zlokalizować tę barierę, co ja w sobie zrobiłam, i ja zdemontować albo... przeskoczyć. Wiem, że to może się udać.
UsuńDasz radę.
OdpowiedzUsuńDasz.
Przytulam:*
Dziękuję:*
Usuń