Lubię mieć dużo pracy.
Książki w różnych fazach przygotowania do druku.
Część na etapie pliku, do którego wchodzę, jak do ciepłego lasu. Kolejne przygotowują się do transformacji, by przyjąć kształt kodeksu*, choć na razie wirtualnie, na ekranie. Wracają potem do mnie na wydrukach, na setkach kartek, bym mogła je wygłaskać, dopieścić.
Niektóre w ogóle przychodzą tylko na chwilę, by poddać się zindeksowaniu, wpadają z lekkim "hallo", cmoknięciem w policzek, by potem, po paru czasem miesiącach, już gotowe, zawołać: "Poznajesz mnie?"
Te co były i te co będą.
Przyjazne tłumy, dobre duchy.
*czyli po prostu książki, w odróżnieniu od zwoju...
twoje dzieci
OdpowiedzUsuńTak, w pewnym sensie:)
Usuń