Jak każde dziecko, bywałam czasem niegrzeczna. Również wobec babci, nazywanej
przeze mnie Starą Mamą. A ona niekiedy, mając dosyć, mówiła, że pójdzie w
świat. Przeze mnie.
I kiedyś poszła.
- Gdzie jest Stara Mama? – pytałam pełna niepokoju.
- Pójdę po nią -
powiedział tata i słowa dotrzymał.
- Gdzie była?
- Znalazłem ją na drodze dwa kilometry od domu.
Wiem przecież, że siedziała na ławce w ogródku.
Wiem to teraz.
I myślę jeszcze, jak wielką władzę dano mi wtedy, w moje
małe ręce. Władzę wysyłania ludzi w świat, zmieniania ich losów, unieważniania
w ten sposób wszystkiego, co przydarzyło im się do tej pory. I zastanawiam się,
jak można to udźwignąć. A jeśli nawet można, to po co.
To ogromny ciężar.
OdpowiedzUsuńNiewinna czarodziejko.
Mądry nauczyciel.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, to ogromna moc. Zastanawiam się, z jakim poczuciem takie dziecko musi sobie radzić, jesli od jego zachowania zależy, czy babcia zostanie czy odejdzie. Stara kobieta odchodząca drogą od domu - to poniekąd obraz śmierci.
OdpowiedzUsuńGdy mówimy - stara kobieta odchodzi - to mówimy, że umiera.
To tak jakbyś wysułała Babcię gniewem na śmierć, a potem ojciec ją zawracał z tej drogi.
Faktycznie, ciężar ogromny. Nie do uniesienia.
Kiedy ja byłam mała, a moja Matka mnie czymś zdenerwowała, na przykład wyrzucając moje ukochane zabawki za moimi plecami, mówiłam wtedy, że uciekam z domu. Brałam to, co mi zostało, wychodziłam i kryłam się w krzakach.
Nigdy nikt po mnie nie wyszedł.
Matka zawsze czekała, że wrócę sama.
I ja zawsze wracałam.
Tyle że już nie sama, ale z gulą narosłego żalu, popękanego w środku jak grudki suchej ziemi - i ta ziemia w dalszym ciągu we mnie jest. Już jako skorupa.
Takie rzeczy osadzają się, jak warstwy geologiczne. Ale zdaję sobie sprawę, że to może być ujęte jako wyjątkowo łagodny sposób wychowania...
OdpowiedzUsuń