czwartek, 11 października 2012

W świat


Jak każde dziecko, bywałam czasem niegrzeczna. Również wobec babci, nazywanej przeze mnie Starą Mamą. A ona niekiedy, mając dosyć, mówiła, że pójdzie w świat. Przeze mnie.
I kiedyś poszła.

- Gdzie jest Stara Mama? – pytałam pełna niepokoju.
- Pójdę po nią  - powiedział tata i słowa dotrzymał.
- Gdzie była?
- Znalazłem ją na drodze dwa kilometry od domu.

Wiem przecież, że siedziała na ławce w ogródku.

Wiem to teraz.
I myślę jeszcze, jak wielką władzę dano mi wtedy, w moje małe ręce. Władzę wysyłania ludzi w świat, zmieniania ich losów, unieważniania w ten sposób wszystkiego, co przydarzyło im się do tej pory. I zastanawiam się, jak można to udźwignąć. A jeśli nawet można, to po co. 

4 komentarze:

  1. To ogromny ciężar.
    Niewinna czarodziejko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, to ogromna moc. Zastanawiam się, z jakim poczuciem takie dziecko musi sobie radzić, jesli od jego zachowania zależy, czy babcia zostanie czy odejdzie. Stara kobieta odchodząca drogą od domu - to poniekąd obraz śmierci.
    Gdy mówimy - stara kobieta odchodzi - to mówimy, że umiera.
    To tak jakbyś wysułała Babcię gniewem na śmierć, a potem ojciec ją zawracał z tej drogi.

    Faktycznie, ciężar ogromny. Nie do uniesienia.

    Kiedy ja byłam mała, a moja Matka mnie czymś zdenerwowała, na przykład wyrzucając moje ukochane zabawki za moimi plecami, mówiłam wtedy, że uciekam z domu. Brałam to, co mi zostało, wychodziłam i kryłam się w krzakach.
    Nigdy nikt po mnie nie wyszedł.
    Matka zawsze czekała, że wrócę sama.
    I ja zawsze wracałam.
    Tyle że już nie sama, ale z gulą narosłego żalu, popękanego w środku jak grudki suchej ziemi - i ta ziemia w dalszym ciągu we mnie jest. Już jako skorupa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie rzeczy osadzają się, jak warstwy geologiczne. Ale zdaję sobie sprawę, że to może być ujęte jako wyjątkowo łagodny sposób wychowania...

    OdpowiedzUsuń