Robię indeks. Do bardzo grubej książki.
Setki nazwisk, tych znanych i mniej znanych, a także osób, które na chwilę lub na dłużej pojawiły się w życiu wybitnego antropologa.
Rutynowo sprawdzam imiona, tam gdzie ich brak; rozwijam inicjały, dopisuję numery stron.
Ciąg liter, słów, kartek.
Blackmore Pauline.
Sekretarka uczonego, szybko zrezygnowała z pracy.
Jedno z setek nazwisk, nic więcej.
dalej,
dalej.
Ale wracam. Coś każe mi na nowo spojrzeć na te piętnaście liter.
Co było potem?
A co wcześniej?
Czy szyła ubranka dla lalek, czy wolała zjeżdżać na butach z oblodzonej górki? Aby potem grzać stopy oparte na kaflowym piecu w pokoju babci.
Przygryzała pióro na nudnym wykładzie?
"Tylko wróć przed ósmą" - mówiła do swojej córki Mary.
A może nie?
Pauline.
Co słychać, Pauline?
Co było słychać?
teraz się zatrzymałam na dłużej i myślę, że jest to całkiem czytelny wpis.
OdpowiedzUsuńpo prostu może dla nas, czytelników, Pauline była jak to jedno nazwisko w indeksie, rozumiesz?
przebieglismy po niej.
to dalej, dalej
dopiero teraz zatrzymałam się by spytać:
co słychać Pauline?
Dziękuję:*
Usuń