Śniła mi się złość.
Śniło mi się, że ktoś przestawił mój wiklinowy koszyczek na gazety.
A ja, uderzając z całych sił w szafkę,
krzyczałam, że nie.
Że ma stać tam, gdzie do tej pory, a obok niego inne drobiazgi.
Że to wcale nie jest bałagan,
lecz galaktyka.
super!
OdpowiedzUsuńto jak wybranie właściwego numeru i rzeczowa rozmowa z tym, który odebrał (a który żyje sobie na głębszym poziomie).
Nad jej rzeczowością muszę głębiej pomyśleć.
Usuńdzień dobry, Aniu M. :)
OdpowiedzUsuńpowtórzę to, co napisałam przed chwilą pod twoim poprzednim wpisem:
pierwszy raz u ciebie, ale już masz we mnie wierną czytaczkę! twoje pisanie mnie wzrusza, tyle tu pięknej wrażliwości i poezji. dziękuję,
Joanna
Witam i dziękuję za miłe słowa:)
UsuńTeraz tylko to zastosować w życiu:)
OdpowiedzUsuńMyślę sobie jednak, że może to życie samo tasuje galaktyki.
UsuńNie wiem jeszcze.
siestaramy ;))
Usuńto nie galaktyka - to nerwica natręctw:))))
OdpowiedzUsuń:))
Usuńzawsze boję się zmian, a one okazują się być błogosławieństwem.
OdpowiedzUsuńtak, bywają dobre. Ale warto zabierać ze sobą swoje małe galaktyki.
UsuńNiektóre galaktyki są święte i nienaruszalne. Tych nie wolno i nie da się zmieniać. Ale czasami się mylę i bronię nie tych ...
Usuń