Wyczołgałam się
spod stosu kartek, rzędów słów i cyferek.
I zobaczyłam przed sobą ścianę. I z boku, i z tyłu też.
Marny ze mnie wspinacz.
W dodatku bez asekuracji.
Nawet jeśli mi się udało, to w stylu rozpaczliwym.
Dziś mam pierwszą lekcję hebrajskiego; gdyby nie to -
pewnie zostałabym w tym głębokim dole.
Idę.
Aniu, dobrego hebrajskiego! Obyś miała z tego tyle radości ile się da!
OdpowiedzUsuńMoja Mar:)
UsuńSzkoda, że nie można pisać u Ciebie...
Czy już mówiłam, że tęsknię?
czasem fajnie wychodzić przez okno ;p
OdpowiedzUsuńW tym dole go nie było, Viki. Ale jakoś dałam radę:)
UsuńWeronika śpiewa przy dojeniu - idę, a moje serce nie przestaje bić
OdpowiedzUsuńI wciąż idę, a w mojej głowie niebezpiecznie nic ...
Po hebrajsku, to by dopiero było!
Ciekawa jestem jak tam będzie na tych lekcjach.
na razie alfabet:)
UsuńAniu
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło i dobrego hebrajskiego życzę.
I jeśli pozwolisz, to uściskam serdecznie również Mar, albowiem maila do niej nie posiadam.
Maaaaaar - ściskam mocno i z całego serca!
Buziak dla Ani:*
Buziak dla Mar:*
Buziak dla reszty tubylców:*
Cudownie zabrzmiało ostatnie zdanie, to o tubylcach:)
OdpowiedzUsuńUśmiecham się do Twojego komentarza, Dorotheo.
A ja do Ciebie:***
OdpowiedzUsuńלילה טוב
OdpowiedzUsuń:)
No tak, a ja nie umiem jeszcze tego odczytać...
UsuńDobranoc:)
Usuń