Spotkanie. Dobre, ciepłe
spotkanie w gronie lubiących się osób. Przytłumione światło, czerwone wino, na
ścianach delikatne malowane kwiaty i portrety sarmatów w kontuszach. Wszyscy
patrzymy na siebie oczami, które wiedzą, a i tak są ciekawe: co nowego, co
czujesz? Przytulamy się – gestem, słowem.
Do restauracji wchodzi japońska
wycieczka, na kolację w zarezerwowanej sąsiedniej sali. Przemykają obok nas
rządkiem, w ciemnych ubraniach, z aparatami fotograficznymi.
Gdy po godzinie wychodzą, słychać
trzask migawek. Wszystko warto utrwalić: obraz, stolik, naszą grupę, siebie samego
w lustrze. Stoję właśnie z kieliszkiem wina w ręce i przyglądam się twarzom.
Facet z małą wąską bródką zatrzymuje się, poprawia kołnierzyk. Kobieta przesuwa
palcami po krawędzi glinianej misy. Twarz za twarzą, oczy. Myślę – co widzieli
dzisiaj rano, co się komu przyśni w nocy. Kto na kogo czeka i jak daleko stąd.
Młoda dziewczyna w krótkim
płaszczu, ze związanymi włosami. Za chwilę postawi nogę na schodku, teraz się
odwraca. Podnosi aparat, ale go opuszcza. Patrzymy na siebie oczami, które
wiedzą, a i tak są ciekawe.
Uśmiecham się, a ona uśmiecha się
do mnie.
Uśmiecham się też.
OdpowiedzUsuńNie wiedząc, nie widząc, przeczuwając.
Idę ścieżką w górach wysokich. Z naprzeciwka nadciąga wycieczka japońskich pań. Pań starszych. Idą jedna za drugą. W równiutkich odstępach. Każda z plecaczkiem, w białych rękawiczkach i kapelusiku przywiązanym chustką. (Ojć ile słów-kodów mi się tu zapisało. Niechcący całkiem).
OdpowiedzUsuńPierwszej z nich mówię z uśmiechem i lekkim ukłonem "konnichiwa". I już cała wycieczka, pani starsza po pani starszej uśmiecha się i odpowiada konnichiwa konnichiwa konnichiwa konnichiwa....
ja konwersowałam ze stażystą chirurgiem, gdy operowano mi rękę:)
UsuńMiałam wtedy za sobą jakieś dwa miesiące nauki japońskiego...