sobota, 22 września 2012

Patrzymy na siebie


Spotkanie. Dobre, ciepłe spotkanie w gronie lubiących się osób. Przytłumione światło, czerwone wino, na ścianach delikatne malowane kwiaty i portrety sarmatów w kontuszach. Wszyscy patrzymy na siebie oczami, które wiedzą, a i tak są ciekawe: co nowego, co czujesz? Przytulamy się – gestem, słowem.

Do restauracji wchodzi japońska wycieczka, na kolację w zarezerwowanej sąsiedniej sali. Przemykają obok nas rządkiem, w ciemnych ubraniach, z aparatami fotograficznymi.

Gdy po godzinie wychodzą, słychać trzask migawek. Wszystko warto utrwalić: obraz, stolik, naszą grupę, siebie samego w lustrze. Stoję właśnie z kieliszkiem wina w ręce i przyglądam się twarzom. Facet z małą wąską bródką zatrzymuje się, poprawia kołnierzyk. Kobieta przesuwa palcami po krawędzi glinianej misy. Twarz za twarzą, oczy. Myślę – co widzieli dzisiaj rano, co się komu przyśni w nocy. Kto na kogo czeka i jak daleko stąd.

Młoda dziewczyna w krótkim płaszczu, ze związanymi włosami. Za chwilę postawi nogę na schodku, teraz się odwraca. Podnosi aparat, ale go opuszcza. Patrzymy na siebie oczami, które wiedzą, a i tak są ciekawe.

Uśmiecham się, a ona uśmiecha się do mnie. 

3 komentarze:

  1. Uśmiecham się też.
    Nie wiedząc, nie widząc, przeczuwając.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idę ścieżką w górach wysokich. Z naprzeciwka nadciąga wycieczka japońskich pań. Pań starszych. Idą jedna za drugą. W równiutkich odstępach. Każda z plecaczkiem, w białych rękawiczkach i kapelusiku przywiązanym chustką. (Ojć ile słów-kodów mi się tu zapisało. Niechcący całkiem).

    Pierwszej z nich mówię z uśmiechem i lekkim ukłonem "konnichiwa". I już cała wycieczka, pani starsza po pani starszej uśmiecha się i odpowiada konnichiwa konnichiwa konnichiwa konnichiwa....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja konwersowałam ze stażystą chirurgiem, gdy operowano mi rękę:)
      Miałam wtedy za sobą jakieś dwa miesiące nauki japońskiego...

      Usuń