Starsza córka zabrała mnie do Teatru Narodowego na Zbójców.
Romantyczny dramat.
Na początku zaskakująca wydała mi się konwencja pewnej "sztuczności" wypowiadanych tekstów, ale szybko poczułam, że właśnie ona stała się gwarantem zawartej w tekście prawdy.
Taki gest, jakby pokazywano, że oto mówimy do was, widzowie, a słowa są narzędziem. Możecie przyjrzeć się im dokładnie, jak działają.
Paradoksalnie - w zestawieniu z ruchem, muzyką, współczesnymi kostiumami i scenografią - działały mocno.
W dynamice, w napięciu, w przełamywaniu się konwencji z naturalnością.
Być może tak jak w życiu.
W teatrze tuż pod skórą, gdy mówisz do siebie, pod powiekami, zanim zaśniesz, i wtedy budzi cię twoje ciało, nagłym szarpnięciem.
Znasz to?
Lubie tylko te dobre szarpniecia, te niedobre pamietam, ale moze uda sie ograniczyc..?
OdpowiedzUsuńCzy one wszystkie coś dają? Zastanawiam się.
UsuńZnam i nie lubię takich szarpnięć, chociaż jeśli się zastanowić, to ciało mówi, że jest jeszcze...
OdpowiedzUsuńWłaśnie. To chyba zejście na taki podstawowy poziom bycia, pod wszystkim. Że ono jest i nie da się go "zagadać"...
UsuńBywają twórcze.
OdpowiedzUsuńTak myślę.
UsuńZnam tylko szarpnięcie, bez kontekstów.
OdpowiedzUsuńMoże nie zakładasz masek. Przed samą sobą...
UsuńZnam i bardzo tego nie lubię
OdpowiedzUsuńStrach się budzi. Jakby dotknęło nas zwierzę w nas.
Usuńano znam
OdpowiedzUsuńściskam :*
Ściskam też:*
UsuńTak. Wystarczy się nieco... zapomnieć.
OdpowiedzUsuńBudzi się moja głowa... znam to szarpnięcie, pożądam:)
OdpowiedzUsuńUściski Aniu!