Pierwsza i Druga miały śpiewać w duecie.
To Druga miała świetny głos, ale razem szło im lepiej; przynajmniej tak było dzień wcześniej.
Druga była ułomna - na zdeformowanych nogach nie umiała prosto chodzić.
Ale gdy prezenter zaczął mówić o otwarciu i o wychodzeniu do świata, Druga wyplątała się z peleryny otulającej je obie i pokazała, jak szybko potrafi się przemieszać. Wyglądała przy tym jak mały rozpędzający się psiak, a ostatnie sto metrów owalnej sceny przebyła triumfalnym ślizgiem na brzuchu.
Pierwsza nie wiedziała na pewno, czy ma się czuć zażenowana, ale nie zdążyła się nad tym dobrze zastanowić, bo oto Druga wyłoniła się z drzwi naprzeciwko, z dumnie uniesiona głową i z namaszczeniem uniosła dłoń...
Wtedy Pierwsza zrozumiała, że nie pamięta słów. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że mogła, że powinna była przypomnieć sobie, żeby nie zawieść.
Spróbowała wydać z siebie kilka dźwięków, ale było to tak żałosne, że tylko przykryła twarz dłońmi.
Druga śpiewała - nie brzmiało to jednak tak dobrze, jak wtedy, gdy robiły to razem.
Pierwsza poczuła, że musi uciec. Ale jak - ma cienką bluzkę, a na dworze mróz.
Chwyciła leżący na krześle koc i wymknęła się bocznymi drzwiami.
Spojrzała na szatnię, ale nie odważyła się wejść.
Uciekała na oślep, oby jak najdalej, najdalej od Drugiej, od wszystkich, którzy mogli wiedzieć, co się stało. Żeby jej nigdy nie odnaleźli.
Bo co mogła powiedzieć Druga, gdyby się spotkały?
I co mogłaby wtedy zrobić Pierwsza?
Mogłaby powiedzieć, że tego nie było i obudzić się.
Obudzić się raz i na nowo opaść w sen.
I jeszcze raz, i jeszcze.
Uciec ze snu.
Niesamowity! Mocny! Palący!
OdpowiedzUsuńNie można się wyprzeć żadnej części siebie.
Jesteśmy sumą składowych.
Wypadkową wszystkich cudowności i ułomności.
Naznaczeni wstydem, nawet za to, co nigdy się nie stało.
o rany, ale patetycznie wyszło :)
UsuńPięknie wyszło i bardzo mi dobrze, że dobrze mnie czujesz. Wiedziałam zresztą, że od razu będziesz wiedziała.
UsuńA ja w chorobie jakoś tak fabularnie śnię, jakby jakieś barierki się porozsuwały. Bliżej wrzącego jądra. Albo ktoś zabrał tabliczkę "nie dotykać, obiekt pod napięciem" :)
Drugą zobaczyłam od razu całkiem wyraźnie. od razu przypadła mi do gustu. po chwili dopiero zastanowiłam się nad Pierwszą.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę zazdrościłam Drugiej. Jakby mogła coś odebrać pierwszej. A może może...
UsuńW tego rodzaju snach zadziwia mnie intensywność doznań. We wszystkich snach zresztą. Są o wiele mocniejsze niż na jawie, jakby pozbawione wszelkich "barierek" ochronnych. Nic, tylko emocje. Jakby mózg "wypluwał" je i chciał się pozbyć. Po części pewnie tak jest.
OdpowiedzUsuńTak, pewnie tak. Dla są rodzajem metafory czegoś, co wprost opisać słowami jest jakoś trudno.
Usuńojej, ile emocji. Ściskam obie
OdpowiedzUsuńOdściskuję:)
UsuńA może prawdziwe życie toczy się w snach...
OdpowiedzUsuńKawałek życia na pewno!
UsuńJolka, gdzieś ktoś wysnuł taką teorię: że sen jest prawdziwym życiem, a życie to właśnie sen. To, co mi się czasem śni, to ja dziękuję bardzo za takie życie:)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń