niedziela, 18 marca 2012

Piękna jako bestia



Czytaliście Maskę Lema?

To opowiadanie, w którym narratorem jest „maszyna nadążna”, początkowo ukryta w pięknym kobiecym ciele, skonstruowana po to, by rozkochać w sobie i następnie zgładzić mędrca-opozycjonistę Arrhodesa. Widzimy świat oczami tej dziwnej, zachwycającej i strasznej istoty, śledzimy też jej rozterki oraz daremne próby zrozumienia własnej tożsamości.

Tekst sprowokował wielu literaturoznawców do interpretacji uprawianych na różne sposoby, przy użyciu różnych kluczy. Była mowa o kobiecości, o sposobie kształtowania i pojmowania podmiotowości, tożsamości, były inne ścieżki.

Książka
Wojciecha Michery Piękna jako bestia. Przyczynek do teorii obrazu w zasadzie także jest interpretacją Maski. Ale równocześnie jest czymś więcej. Moim zdaniem, jest arcydzielną analizą arcydzieła. Ale czym jest ta arcydzielność?

Mam pewną trudność ze zwięzłą odpowiedzią na to pytanie, ponieważ tekst Michery jest niezwykle bogaty, erudycyjny, pełen odniesień – literackich, malarskich, mitologicznych, a nawet filmowych, oraz teoretycznych; w dodatku teorie traktuje się tutaj nie tylko jako narzędzia, lecz także jako obiekt badań. Widzimy, jak daleko można w ten sposób odejść od samego tekstu, jednocześnie pozostając z nim najściślejszym kontakcie. Do jak wielu poruszających wyobraźnię teorii i idei tekst przylega tak, że wydają się one kluczem do jego otwarcia – a gdy zostanie nimi dotknięty, odsłaniają się przestrzenie do kolejnych podróży. Widzimy też, jak bardzo tekst wymyka się owym kluczom, i jak wiele od tej ucieczki zależy.

Przede wszystkim więc muszę wiele ominąć. Wybrać mini-destylat i wierzyć, że zdołam w ten sposób poruszyć wyobraźnię moich czytelników.

Jak pisze we wstępie autor, nie chodzi mu o zwykłą wykładnię na temat informacji zawartych w tekście
Maski, lecz o znaczenia kryjące się w tym, co nieprzekładalne, co może tkwi poza sferą autorskich intencji, w miejscu „nieprzejrzystym”, budzącym opór. Dlatego prowadzi wywód śladami pewnych nieoczywistości, zakłóceń, trochę niczym – sam używa tego porównania – astrofizyk, który o istnieniu niektórych zjawisk lub ciał w kosmosie wnioskuje z „błędów” czy nieścisłości w wynikach obliczeń narzędzi pomiarowych.

Na ogół bowiem, jeśli używamy precyzyjnych narzędzi do zmierzenia czegokolwiek i natrafiamy na niezgodność, której nie możemy usunąć, staramy się ją zbagatelizować, czyli zamienić w nieznaczące, w „nic”. A właśnie tam, w tej szczelinie może kryć się najwięcej. Wiedział to Freud oraz jego następcy, budujący na tym całe metodologie; przełomy w śledztwach także opierały się nieraz na odkryciu takiej szczeliny. Błąd tego typu, sądzi Michera, został w strukturze Maski zaprogramowany jako rodzaj maski właśnie, jako coś, co poniżej warstwy znaczeń fabularnych, w samej strukturze tekstu leciutko zgrzyta, co po przyłożeniu do opowiadania „narzędzi pomiarowych”, czyli teorii literaturoznawczych z jej pojęciami i kryteriami, uchyla się od jednoznacznych rozstrzygnięć

Jeśli Maska miałaby być książką o tożsamości, to okazuje się, że koncepcje, które z pozoru dawały całościowy, pełny obraz tejże, prują się, a tam, w tych pospiesznie naprawianych miejscach, otwiera sie właśnie szczelina, ów „błąd” czy też „nic”.

Aby to pokazać, w sposób bardzo skrótowy i uproszczony, skoncentruję się na jednym malutkim przykładzie, punkciku wyjętym z ogromnego bogactwa książki Michery – na kwestii „zogniskowania narracji”. W Masce następuje tu pewne przesunięcie: obserwatorem świata przedstawionego jest nie ta postać, po której byśmy się tego spodziewali, nie bohaterski mędrzec, lecz zabójcza maszyna. To czyni obraz dziwnym, niepokojącym. O przesunięciu podobnego rodzaju mówił Freud analizujący sny pacjentów; miały one przedstawiać zdeformowaną postać jakiejś traumy czy relacji, o której nie da się mówić otwarcie. Ale prosta próba wydobycia znaczeń kryjących się „pod spodem” była skazana na niepowodzenie, ponieważ to nie jakaś ukryta treść była tu znacząca, lecz właśnie forma snu, sposób jego zogniskowania. By to przedstawić jeszcze wyraźniej, Michera zatrzymuje się na kwestii tzw. obrazków dialektycznych czy wielostabilnych, na których, inaczej ogniskując wzrok, zobaczyć można dwie różne rzeczy, np. kaczkę albo zająca, piękną dziewczynę, albo brzydką starą kobietę. I te obrazki nie pokazują znaczenia tego, co na nich jest, lecz sam mechanizm bycia obrazem i mechanizm postrzegania, czyli są metaobrazami. Są nie do zinterpretowania – poza tym, że w jakiś sposób stanowią metaforę procesu poszukiwania sensu, znaczeń. Procesu nigdy niedokończonego, bo nigdy nie da się złapać tego momentu, kiedy jedno zgadza się z drugim; można tylko próbować zrozumieć, że nie ma żadnego twardego jądra, niezbywalnej podstawy. Tak jak nie ma żadnego prawdziwego „ja”, do którego możemy dotrzeć, kiedy wreszcie zrzucimy wszystkie fałszywe obrazy, które nałożyła na nas kultura. Jest owo nic, szczelina, a my tańczymy po jej obu stronach, pracowicie budując, burząc, budując.

Maska – przypominam, że dokonuję tu skrótu, a także spłaszczenia perspektywy - ma pewne cechy wielostabilnego obrazka: pokazuje nie tylko historię bohaterów, nie tylko warstwy ukrytych za nią symboli i skojarzeń odsyłających aż do Księgi Rodzaju i greckiej mitologii. Michera widzi w niej metatekst, który – miedzy innymi – samą swoją strukturą diagnozuje sposób, w jaki tworzymy obraz naszej podmiotowości.

Wydana przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego Piękna jako bestia, to książka, którą czyta się jak najlepszy kryminał. Dla mnie była w pewnym sensie lekturą uwalniającą – pozwoliła mi zobaczyć siebie w metaforze zmagań z interpretacją oraz poczuć, że moje „prawdziwe ja” nie ma być owej interpretacji wynikiem, lecz jest jej procesem.

Redagowałam tę książkę. Możecie to uznać za egzaltację, ale wiem, że nawet gdybym miała tylko ustawiać ją na półkach albo pakować przed wysyłką do księgarń, czułabym się zaszczycona. Tak po prostu jest.


3 komentarze:

  1. Chodziłam na zajęciach do Michery (doświadczenie specyficzne). Podoba mi się kategoria 'szczeliny', błedu, tego 'nic' - które zgrzyta.

    'że moje „prawdziwe ja” nie ma być owej interpretacji wynikiem, lecz jest jej procesem.' nic dodac nic ująć.

    Fajny tekst Aniu. Dzięki. Ponieważ rozważania dotyczyły też formy - jakoś mimowolnie kieruje mnie to do Lacana. Sciskam

    OdpowiedzUsuń
  2. wpisane na listę 'to read'

    OdpowiedzUsuń