.... gdy widzą moją Lu. A nawet wystarczy, że przeczuwają jej obecność. Spokojne, miłe Ciapki zamieniają się w tym tygodniu demony, a ich właściciele ryją obcasami koleiny w chodnikach, usiłując utrzymać się mniej więcej w pionie. Kubuś, Pucek, Czaruś...
Najlepszy jest jednak Rocky, zwany przeze mnie od dawna Zięciem, a przez fanów określany pieszczotliwie jako Balboa.
Ten dwukilogramowy amant, skrzyżowanie yorka z ratlerkiem, biega bez smyczy i zjawia się nagle.
Wczoraj zasapałam się, trzymając na wysokości moich ramion Lu, która nie jest duża, ale dziesięć kilo waży, a on odbijał się jak piłeczka i były szanse, że doskoczy.
Dziś postąpiłam inaczej.
Zostawiłam Lu na dole, Rocky zaś ujęty moją dłonią, powędrował do góry, po czym został zwrócony właścicielowi.
Czynność jednak musiałam powtórzyć.
Bo wrócił.
seksowna panienka z tej Twojej Lu ;)
OdpowiedzUsuńpodobno pieski upodabniają się do właścicieli...:)
:***
A na zdjęciu to Rocky jest :)
Usuńwiem kochana... domyśliłam się :) Ale Lu pamiętam z innych postów :)
UsuńTo się nazywa determinacja ;), piesek godny swego imienia ;)
OdpowiedzUsuńTak, Waleczny :)
UsuńNatura...
OdpowiedzUsuńOwszem :)
UsuńZawsze chciałam mieć takiego miniaturowego pieska :)
OdpowiedzUsuńFajna scenka :)
Rocky ma specyficzny urok i jest zadziorny, ale lubimy się :)
UsuńA sunia mojej Starszej jest jeszcze mniejsza.
ech, ci faceci, tylko im jedno w glowie :PP
OdpowiedzUsuńSama Lu w tym tygodniu nie jest gorsza :)
UsuńA teraz śpi...
Aniu, duszo poetyczna:) psie amory tak ładnie opisujesz, gdzie Ci tam do pierogów, chyba, że z obłoków je pozlepiasz?
OdpowiedzUsuńKiedyś robiłam pyszne ruskie, a ostatnio tylko na święta, z pieczarkami i uszka. Ale umiem - bo chyba takich rzeczy się nie zapomina :)
Usuń
OdpowiedzUsuńPrzeżywam to samo dwa razy częściej, bo mam dwie suczki. Jedem "zięć" to nawet nocuje pod bramą, jeśli akurat nie ma silnych mrozów. Różnych sposobów próbowałam. Czasem były takie akcje, że komedię można by nakręcić. Na niektórych sprawdzają się "odganiacze" w rodzaju cienkiej torby foliowej, którą trzeba odpowiednio fuknąć. Czasem muszę zabierać dodatkową smycz i upinać amanta w odległym miejscu. Ale o ile cieczki Norci są w miarę bezproblemowe, to Pikunia wyśpiewuje serenady i trzeba ją "zabajerować", żeby zechciała się załatwić.
I.
Na szczęście zdarza się to raz na jakieś siedem-osiem miesięcy, da się wytrzymać :)
UsuńA nie wiesz, czy suczki wchodzą kiedyś w menopauzę?
UsuńBo już bym czasami chciała...
I.
Obawiam się, że nie...
UsuńTakie pieskie życie to jednak nie dla mnie. Wolę dystyngowany spokój kotów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oprócz Lu mam też kotkę, piętnastoletnią, która przez połowę swojego życia była niewysterylizowana. Ruje miewała często i zapewniam, że była wówczas baaaardzo mało dystyngowana :)))
UsuńPsy za to w rui są aniołami. Wiadomo, że jak hormony grają to nie ma rady, ale na co dzień była zapewne damą. Chociaż bywają i głupie koty - nie przeczę.
Usuń"Utrzymuję w domu bałagan, żeby w razie włamania złodziej potknął się i umarł'
OdpowiedzUsuńMoże to i głupie - (znalazłam na blogu Anny Muchy), ale mnie trochę rozbawiło i nie wiedzieć czemu pomyślałam o Tobie...
I.
Lu jest Wasza osiedlowa Marylin Monroe!
OdpowiedzUsuńale wiesz, nawet by do siebie pasowali z Rockym :)))