Tak*.
Tylko nieobecność wszelakiego lustra.
Polerowanego w krysztale,
i tego na ścianie w przedpokoju,
tego co świeci w szybie o zmierzchu,
i tego, co kłania się w bladej witrynie i politurowanym meblu,
i tego jeszcze, które lęgnie się pod powiekami moich i cudzych oczu -
tylko ten brak
- pozwala mi tańczyć.
* nawiązując do tego, co powiedziała fishKA wczoraj, w komentarzu.
Słowo po słowie, zdanie po zdaniu, podpisuję się.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie potrafię się pogodzić ze swoim widokiem.
W nieruchomości i pozie tak. W ruchu nie. Wyzwalam w sobie wówczas chyba za dużo dziecięcej niezgrabności, żeby mogła się to zaakceptować - ale przecież tak niemożliwie za tym tęsknię. Robiłam już próby przełamania się, chodziłam na zajęcia, ale wymiękałam...
UsuńA we mnie jeżeli jest radość to potrafię tańczyć ,chociaż niepotrafię i nie przeszkadza mi że ktoś może zauważyć moją nieporadność :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze:)
UsuńTo granica trudna do pokonania. I tylko my ją znamy.
OdpowiedzUsuńA po drugiej stronie szerokie pola:)
Boję się, że dla mnie nie do pokonania, choć to bardzo kuszące:)
UsuńO tak, choć ja już nie tańczę. Dlaczego...
OdpowiedzUsuń