Przeczytałam cudowną opowieść Alcydła o progu.
***
A tu
Nie trzaskaj drzwiami!
Prawie zawsze odpada kawałek, taka podłużna deszczułka; leży bezwładnie, a do przedpokoju sączy się smugą blask świetlówki z klatki schodowej.
Przykładam, przytwierdzam, ale zbyt lekko, nie trzaskaj, trzaskam.
Rozszczelnione granice,
z tysiącletnich symboli ucieka czas
z cichym sykiem.
Pamiętam takie wiejskie progi jak u Alcydła ,można było na nich siąść i zagapić się w świat .A cóż ja mogę zobaczyć z mojego miejskiego progu w wielkomiejskiej starej kamienicy....tylko zaniedbaną klatkę schodową.
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie - tyle że klatka zadbana;)
Usuńteż na mnie zrobił wrażenie
OdpowiedzUsuńTEN próg
U Alcydła? Wspaniałe!
UsuńZa słabo, za mocno, nie tak!
OdpowiedzUsuńTeraz tak jest, ale próg z dzieciństwa mocny, nie rozszczelniony?
to ja,M.
Po przeprowadzce do bloku, gdy miałam 9 lat, próg nabrał blokowego charakteru, choć jednocześnie w ogóle miał charakter. Za progiem był świat dziecięcych wieczornych zabaw na klatce, przestrzeń wspólna, gdzie gadało się albo grało w memo na półpiętrze.
UsuńA ten pierwszy, prawdziwy wiejski próg, prawie wyparłam - nie bez powodu. Kiedyś jako 4 lub 5-letnie dziecko, nie patrząc, zatrzasnęłam drzwi w chwili, gdy przechodził nimi mały kociak. To jedno z moich pierwszych wspomnień, na granicy prawdy i zmyślenia. Ale podejrzewam, że bardziej chcę, aby to było zmyślenie.
Zabiłam tamten próg, po prostu.
Możesz wszystko odczynić opiekując się Dzikulką. Wiem, że człowiek najostrzej sądzi się sam, ale wobec siebie też trzeba być miłosiernym.
OdpowiedzUsuńI.
To nie jest konieczne. Nie obwiniam się za to.
Usuń