Muzyka z niższych pięter. Mówiłam już o tym pewnie - wytłumiona warstwami ścian, ale dająca rodzaj drgania, wibracji wyczuwalnych w podłodze, wydaje się, że nawet w kręgosłupie, kiedy leżę, a nóżki kanapy doprowadzają ją do mnie. A przez kręgosłup do mostka.
Oprócz jednego razu, kiedy od marszowych kroków w próbowanym wówczas Out Cry, podłoga rzeczywiście się zatrzęsła, rytm jest delikatny i można go pomylić z własnym drżeniem ciała. Jeśli bym miała powiedzieć o dominującym odczuciu z Bytomia, to by było to właśnie.
W sekwencjach powtórzeń powracają motywy - raz dłuższe fragmenty utworów, raz z kilku zaledwie dźwięków powtarzanych na fortepianie.
Nie wyszłam tu jeszcze do ludzi, wieczorem siedzę sama w pokoju gościnnym. Słuchając życia oddzielonego ode mnie jakby o całe planety. Wiem, że jest w nim intensywność powtórzeń, podskoków, piruetów, rozgrzane mięśnie, pot ocierany z czoła, gumka na włosy, baletki lub bose stopy. I jeszcze raz, od początku, proszę państwa...
Jeszcze owijam się niewidzialnym płaszczem, niepewna.
i z całego pięknego postu
OdpowiedzUsuńnajbardziej mnie wzruszyły te kanapowe nóżki
jako łącznik ze światem muzyki
liryzm kanapowy ;)
Usuńckliwa dynamika
Usuńangelologia i dal......
cytując jednego z moich ulubionych ;)
:)
UsuńMoże z wiosną przyjdzie ośmielenie.
OdpowiedzUsuńMoże z wiosną, a może po prostu z czasem...
Usuń