Przez parę tygodni nie było całkiem jasne, gdzie kończy się jej, a zaczyna moje.
Czasem drżałam jej strachem. Czasem, przytulona, mruczała mi w ramię, a ja całowałam jej głowę między uszami. Ręce po łokcie umazane w blendowanej karmie, palce oswojone z jej zębami. Policzkiem sprawdzana ciepłota płynu do kroplówki. Stojący w powietrzu opar naszego bycia razem, pomieszanie.
Byłam rozproszona na pył, na brzęczącą chmurę.
Dotykam swoich ramion, ud, stóp.
To ja - mówię - to ja.
Zjednoczenie i osobność.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie poznałam w pełni zatarcia granic.
To raczej proces, nie stan, miał swoje amplitudy. Trudne do zrozumienia, do ułożenia. Teraz mogę o tym myśleć jaśniej.
UsuńA ciało odzywa się - dziś w nocy bólem gardła...
brakuje mu wyspiarskiej wilgoci
UsuńPewnie tak :)
UsuńChoć ogólnie czuję się trochę chora...
daj się ukołysać tratwie
Usuńi może aspirynku?
Aspiryny nie mogę. Tratwę - mogę :)
UsuńEch.
OdpowiedzUsuńJeszcze tyle przede mną.
Boję się.
I też całuję między uszami...
To jest bardzo dobre miejsce do całowania.
Usuń:***
Bardzo poruszające, Aniu...
OdpowiedzUsuń:*
:*
Usuń