Ania M. pracowała nad książką o widowiskach religijnych we wczesnorenesansowej Anglii, gdy nagle
usłyszała stukanie w okno.
To był śnieg, śnieg w formie grubej kaszy.
Moja Lu jest wielbicielką świeżego śniegu.
Nikogo nie było, więc wieczorny spacer przetańczyłyśmy na ulicy.
To musiała być prawdziwa frajda. Dla której z Was większa?
OdpowiedzUsuńDo pełni szczęścia Lu potrzebuje głębszego śniegu :)
Usuń:***
OdpowiedzUsuń:***
UsuńO, jak pięknie! Taniec na ulicy:)
OdpowiedzUsuńLubię - nocą :)
UsuńRzeczywiscie jest tych krup troche na trawie!!! swietny powod by zatanczyc!
OdpowiedzUsuńŚladem psa :)
UsuńWizę was w żółtym świetle latarni. Ciało nie boli, gdy tańczy, prawda?
OdpowiedzUsuńNic a nic.
Usuńdobrze, że Lu Cię roztańczyła ... :) :********
OdpowiedzUsuńTak :*
UsuńByło radośnie :)
OdpowiedzUsuń:*
Było :*
Usuń