środa, 13 lutego 2013

Niezapomniany wieczór :)

Kupiłam wczoraj tort.
Wystrzałowy.
Ale nie uprzedzajmy wypadków...

W przecudnej poleconej cukierni (ja również każdemu mogłabym ją polecić) wahałam się między tortem malinowym i pomarańczowym. W końcu dokonałam konsumpcji próbnej i...  nadal nie byłabym pewna, gdyby nie podwójnie pozytywne konotacje koloru pomarańczowego (!!!)


Wieczorem przyszła Starsza z Pawłem. Oprócz świetnego czerwonego wina przyniosła coś, co na zdjęciu powyżej tkwi na samym środku tortu przypominając poniekąd niewielką wyrzutnię rakiet - zresztą niebezpodstawnie.
Gdy wino trafiło już do kieliszków, Paweł ceremonialnie pochylił się nad tortem, by dokonać zapłonu.
I dokonał.



Snop iskier wystrzelił w górę tak gwałtownie, że nie było innego wyjścia, jak równie gwałtownie wycofać się ze strefy zagrożenia. Razem zresztą z kieliszkiem, który widowiskowo roztrzaskał się na podłodze, zalewając ciemnoczerwonym płynem w zasadzie wszystko, co możliwe.

Kolejne pół godziny upłynęło na oczyszczaniu okolicy, a ja, jako rasowy reporter, nie omieszkałam uwieczniać kluczowych działań...


Popadłam przy tym w niepowstrzymaną wesołość, skłonna uznać, że to naprawdę dobry znak:)
Po zakończeniu przyspieszonych prac remontowych podjęliśmy konsumpcję - z satysfakcją.
To był wspaniały wieczór.


15 komentarzy:

  1. Stłuczone szkło - na szczęście!
    Niepowstrzymana (na szczęście:)) wesołość - oczywiście, na szczęście!

    OdpowiedzUsuń
  2. szklo - zawsze tlucze sie na szczescie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem - choć nie powinno się w tym przesadzać :)

      Usuń
  3. Wystrzałowe urodziny, nie ma co:):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. tyle alkoholu zmarnować...:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystkiego dobrego, lutowa panienko!

    OdpowiedzUsuń
  6. obawiam się, że gdybym była na tej imprezie, to przyczyniłabym się do kolejnych strat i uszkodzeń. bo w obliczu tych wypadków zwyczajnie bym padła na co popadło ;) na kwiatek, na ścianę, na pudełko z prezentem...

    kiedyś ze śmiechu padłam na gitarę...
    w efekcie
    ja przeżyłam
    gitara nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas gitara ocalała...
      Ale ja też
      zachwiewałam się nieco, ze śmiechu.
      I wlazłam na szkło i ze śmiechem
      wyjęłam je sobie ze stopy,

      Usuń