Kupiłam wczoraj tort.
Wystrzałowy.
Ale nie uprzedzajmy wypadków...
W przecudnej poleconej cukierni (ja również każdemu mogłabym ją polecić) wahałam się między tortem malinowym i pomarańczowym. W końcu dokonałam konsumpcji próbnej i... nadal nie byłabym pewna, gdyby nie podwójnie pozytywne konotacje koloru pomarańczowego (!!!)
Wieczorem przyszła Starsza z Pawłem. Oprócz świetnego czerwonego wina przyniosła coś, co na zdjęciu powyżej tkwi na samym środku tortu przypominając poniekąd niewielką wyrzutnię rakiet - zresztą niebezpodstawnie.
Gdy wino trafiło już do kieliszków, Paweł ceremonialnie pochylił się nad tortem, by dokonać zapłonu.
I dokonał.
Snop iskier wystrzelił w górę tak gwałtownie, że nie było innego wyjścia, jak równie gwałtownie wycofać się ze strefy zagrożenia. Razem zresztą z kieliszkiem, który widowiskowo roztrzaskał się na podłodze, zalewając ciemnoczerwonym płynem w zasadzie wszystko, co możliwe.
Kolejne pół godziny upłynęło na oczyszczaniu okolicy, a ja, jako rasowy reporter, nie omieszkałam uwieczniać kluczowych działań...
Popadłam przy tym w niepowstrzymaną wesołość, skłonna uznać, że to naprawdę dobry znak:)
Po zakończeniu przyspieszonych prac remontowych podjęliśmy konsumpcję - z satysfakcją.
To był wspaniały wieczór.
Stłuczone szkło - na szczęście!
OdpowiedzUsuńNiepowstrzymana (na szczęście:)) wesołość - oczywiście, na szczęście!
Oczywiście:)
Usuńszklo - zawsze tlucze sie na szczescie :))
OdpowiedzUsuńWiem - choć nie powinno się w tym przesadzać :)
UsuńWystrzałowe urodziny, nie ma co:):):)
OdpowiedzUsuńNo,,,
Usuńale impreza! :)
OdpowiedzUsuńOstra impreza ;)
Usuńtyle alkoholu zmarnować...:)))
OdpowiedzUsuńNie widzisz, że zlizaliśmy ze ścian?
Usuń:)
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego, lutowa panienko!
OdpowiedzUsuń:) Ale się działo!
OdpowiedzUsuńobawiam się, że gdybym była na tej imprezie, to przyczyniłabym się do kolejnych strat i uszkodzeń. bo w obliczu tych wypadków zwyczajnie bym padła na co popadło ;) na kwiatek, na ścianę, na pudełko z prezentem...
OdpowiedzUsuńkiedyś ze śmiechu padłam na gitarę...
w efekcie
ja przeżyłam
gitara nie :)
U nas gitara ocalała...
UsuńAle ja też
zachwiewałam się nieco, ze śmiechu.
I wlazłam na szkło i ze śmiechem
wyjęłam je sobie ze stopy,