Od lat - acz niebezkrytycznie - czytuję "Gazetę Wyborczą". Kiedyś mąż też ją czytał, później jednak jego poglądy uległy przemianie i znajdują się obecnie na etapie "Gazety Polskiej". Współistnienie na niewielkim terytorium tak skrajnych tytułów przynosi wiele ciekawych doznań, z "dziwieniem się światu" na czele; w tym wypadku dziwimy się często sobie nawzajem.
Na szczęście niesie to ze sobą również zabawne sytuacje.
1. Konstatacje - która z gazet lepiej chłonie koci mocz (GP lepiej chłonie wszelkie g....o, GW zaś niczego [niczemu?] nie przepuści...)
2. - Pozbieraj te gazety ze stołu, niczego nie można tu postawić!
- Po co - odpowiadam - rzuć na wierzch swoją. Tak się pogryzą, że za chwilę nie będzie żadnej.
3. Dzisiaj zabrałam się do sprzątania wysokiego na pół metra stosu gazet. Coś tam przeglądam, coś wyciągam.
- O, tu jest twoja, miedzy moimi - dziwię się.
- A co ona tam robi - dziwi się mąż i przykuca koło mnie..
- Może się bratają - domyślam się nieśmiało.
- Zajrzyj głębiej - sugeruje szeptem mąż - może są tam już małe gazetki....
Zaskakujący finał gazecianej historii....
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nie finał - to interludium :)
UsuńCzyli, że paradoksalnie, Wasze różne gazety - Was łączą:)
OdpowiedzUsuńJasne. Oraz kot :)
Usuńtaki numer?:)
OdpowiedzUsuńTaki :)
UsuńFajnie byliście razem, w tej kucanej scence!
OdpowiedzUsuńTeż mnie to ujęło :)
UsuńZdaje się, że mieszkasz w ekstremalnej szkole tolerancji. Fiu, fiu, fiu! Nie wiem, czy bym dała radę...
OdpowiedzUsuńCzasami to niemal obóz przetrwania ;)
Usuńhaha.
OdpowiedzUsuńha.
Usuń