Spadł śnieg.
I odbija się w niebie.
Lubię go. Spacer z psem zamieniam na ślizgawkę.
Jako dziecko często bawiłam się na ślizgawce, zwykle na zamarzniętych kałużach - te były najlepsze, gładkie jak szkło, im dłuższe, tym fajniej.
Ale sam śnieg, dobrze ubity, też dawał poślizg, zwłaszcza z górki.
Buty musiały mieć odpowiednie, wyrobione podeszwy.
Stawało się w kolejce, szybko, szybko i...
Podważało się wtedy nieco prawa grawitacji, zawieszało przyczepność i ciężar.
Taka zapowiedź lotu.
Dlatego
na wszelki wypadek mocno trzymam psią smycz.
*
A kto zgadnie, kto zgadnie,
jaki drobiazg kupiłam sobie dzisiaj?
Wśród domyślnych wylosuję książkę.
Podpowiedź: zagadka jest łatwa.
obstawiam szal albo komin :) skoro śnieg, to pewnie komin jednak :)
OdpowiedzUsuńjako dziecko uwielbiałam się ślizgać na kałużach
a potem pierwsze łyżwy, od Mikołaja :)
Ale ty dzisiaj predka Olga jestes! :)
UsuńPierwsze łyżwy miałam na dwóch płozach każda, właściwie nie dało się na nich przewrócić. I pamiętam, że odpychałam się kijkiem, mam nawet takie zdjęcie...
Usuńszalik!?
OdpowiedzUsuńOdpowiem później:)
UsuńCzapkę!
OdpowiedzUsuńNie...
UsuńW Krakowie były też ślizgawki na górkach, ale to raczej dla chłopców, dziewczyny się bały.
OdpowiedzUsuńA na łyżwach lubiłaś jeździć?
Gdybyś nie napisała, że drobiazg, to pomyślałabym, że szal. A tak, nie wiem :)
Na łyżwach tak, ale wtedy szło się na staw albo na specjalnie wylane lodowisko na boisku. Ale wolałam na butach - byłam odważna, zjeżdżałam z góry na stojąco:)
Usuńszans już nie mam, ale szalik, czapka lub chusta:)
OdpowiedzUsuńz Lulką kręciłam dzisiaj piruety na chodniku;P
To dobrze, że mogłaś trzymać się Lulki :)
Usuńszalik kupiłaś. ale, niestety, nie jestem pierwsza :(
OdpowiedzUsuńa takie krótkie nartki - ślizgacze - ktoś pamięta?
Tak!! Nie zapomnę dnia, gdy poszłyśmy w tych ślizgaczach z koleżanką na wyciąg. Pierwszy raz w życiu, na orczykowy. Usiadłam w najlepsze na tym kółeczku, co to się pod tyłek podkłada i zatrzymali cały wyciąg... Ech, fajnie było:)
UsuńNie, nie pamiętam takich nart... W ogóle nie jeździłam na nartach...
UsuńA książkę będę losowała - więc nie trzeba być pierwszym :)
Usuńczyli szalik :)))
Usuńjestes boską damą szalikowa!
a nie broszkę?
OdpowiedzUsuńOdpowiedź później... pewnie jutro:)
UsuńStawiam na rękawiczki:))
OdpowiedzUsuńJutro powiem...:)
UsuńHm, może to zbyt oczywisty wniosek, ale ja też obstawiam szal lub coś szalopodobnego. :)
OdpowiedzUsuńŚlizganie na zamarzniętych kałużach i ubitym śniegu praktykuję do teraz. Przy czym wolę raczej to kontrolowane. :)
Tak, kontrolowane lepsze jest :)
UsuńŚlizganie na butach to zimowa konkurencja, którą szlifowaliśmy co roku, aż podeszwy były gładkie jak słonina.
OdpowiedzUsuńAle najlepiej się jeździło na łyżwach, po zamarzniętej ulicy. To był czas, gdy samochód wieczorem przejeżdżał raczej rzadko. Albo z górki, w zabójczym tempie.
A tymczasem do nas zima jeszcze nie dotarła. Kwitną stokrotki.
A ten drobiazg, może ciepłe pantofle lub wełniane skarpety?
Tak, buty musiały być stare, nowe trzeba było dopiero wyrobić. pamiętam, jak było mi szkoda, gdy mama wyrzuciła jedne stare buty. pewnie, ze do chodzenia się już nie nadawały, ale za to na górkę...
Usuńksążkę opstawiam
OdpowiedzUsuńJutro powiem.
Usuńo ktorej rozwiazanie zagadki? ;)
OdpowiedzUsuńJutro. To znaczy po północy:)
Usuń