Czuję się trochę tak, jakbym dryfowała na chwiejnej tratwie.
I sama jestem temu winna, bo zawsze chcę wszystkiemu podołać.
Sprawy książkowe na pierwszym planie.
Z całą prawie resztą - nie wyrabiam.
Dziś miałam głupią nadzieję, że zostanę w tym zrozumiana.
Ale może tego nie da się zrozumieć. Jestem po prostu bardzo, bardzo złą panią domu.
W tej dziedzinie nie doprowadzę się nigdy do dolnego progu akceptacji. Niczyjej, również mojej.
Może jak bałagan wzniesie się ponad moją głowę,
zamilknę.
I wyrzucę kompas za burtę.
zamiast sprzątać, poszłam dziś spać.
OdpowiedzUsuńjestem wypoczęta i ... nic mi się nie chce...
Bywa:)
Usuńu mnie nadal choinka o rozebranie woła...
OdpowiedzUsuńa tam
Powoła i przestanie :)
Usuńja wole nic nie mowic, bo z balaganu slyne juz w 3 krajach...
OdpowiedzUsuńNo masz ambicję...
UsuńAle może nie chodzi nie o ilość, lecz o jakość?
Dopóki jest co jeść i gdzieś tam czekają wyprane skarpetki, to da się żyć :) To mówię ja, kobieta.
OdpowiedzUsuńNa zrozumienie raczej nie ma co liczyć, ale na pogodzenie się z takim stanem rzeczy, może ...
Mój tata był potwornie zazdrosny o kota, tzn. o wyimaginowane pierwszeństwo kota, przed nim. Pierwszeństwo w zainteresowaniu, opiece, karmieniu itd. Czy ty jesteś żoną kota, czy moją?!
O książki i siebie, którą tam zostawiasz, to można być zazdrosnym, że ho ho.
Czas na pogodzenie się to już 25 lat...
UsuńTrop z zazdrością taki odświeżający - choć to ja mogłabym zapytać, czy mój mąż ożenił się ze mną czy z kotką. Na pewno do niej potrafi czule przemawiać...
może wtedy mruczy tylko dla niego :):):)
UsuńKoty są wyrachowane :)
Jest ponadto Wielkim Drapieżnikiem, a jego nigdy nie drapnęła, przez ponad 14 lat...
Usuń